sobota, 6 stycznia 2018

Nazywaj to, jak chcesz

Dni, tygodnie, miesiące mijały mu na ciągłych próbach sprawiania wrażenia normalnego ucznia. Takiego jak Jasper czy Nott. Takiego, którego jedynymi problemami były te miłosne oraz skomplikowana praca domowa. Takiego, który nie miał problemów ze spaniem w nocy, zanikami świadomości od czasu do czasu czy też zabójczymi zaklęciami, które działały tylko dla niego. Chciał pozbyć się tego wszystkiego, by tylko móc poczuć się przez chwilę normalnym. Takim jak inni. Sobą sprzed roku. Nigdy nie sądził, że zatęskni za sobą sprzed roku, ale nadszedł moment, kiedy rzeczywiście się tak czuł.
Przyłapał się na myśleniu: „Chcę być taki jak wy”, gdy przechodził obok roześmianej grupki Ślizgonów w ich pokoju wspólnym. Wiedział, że jest ponad nimi, przynajmniej pod pewnymi względami, jednak to oni mieli swobodne, zdecydowanie mniej problematyczne życia. Nie musieli martwić się, że jakaś Ciemność postanowi nad nimi zapanować i ich zabije, jeśli tylko będzie miała na to ochotę.
Spędzał dni na odrabianiu zadań i uczeniu się. Często przychodził do niego Jasper i mu pomagał (robił prawie wszystko za niego), tłumacząc się, że i tak nie ma nic lepszego do roboty i już to przerabiał, więc wie, jak odpowiednio do tego podejść. Miło było mieć osobę, która odrabiała za niego zadania i nie musieć jej za to płacić.
Gdy nie zajmował się szkolnymi sprawami, kontynuował swoje małe śledztwo na temat Ciemności, ale poza informacjami zawartymi w książce z Ukrytego Działu, nie znalazł nic na jej temat. Szukał wszędzie, gdzie było to możliwe – bez rezultatów. Jakby nikt oprócz autora tamtego tomu w ogóle nie wiedział o istnieniu czegoś takiego. Albo był zbyt przerażony, by o tym napisać. Albo tego nie dożył.
Przeszukiwanie Ukrytego Działu też nie przyniosło wielu nowych informacji. Znalazł wiele, ale to bardzo wiele ciekawych zaklęć oraz przepisów na eliksiry, tylko że żadne z nich nie było tym, czego szukał. Sam nie wiedział, czego dokładnie szukał, ale to nie było to. Szukał odpowiedzi na swoje liczne pytania, ale nic nie chciało działać mu na rękę i nie dostawał żadnych odpowiedzi ani chociaż podpowiedzi.
Spędzał czas z Tomem i Jasperem. Pilnowali, żeby jadł, spał i wychodził do ludzi. Domyślał się, że robili to, by nie ześwirował, zresztą sami mu to na początku powiedzieli. Przez kilka pierwszych dni się opierał, ciągle narzekał, nie chciał im zbyt wiele mówić. Jego poddanie się było tylko kwestią czasu, każdy z nich o tym wiedział. Grali w gry, obrażali ludzi (Jasper okazał się być w tym zaskakująco dobry, a jego wyszukane obelgi okryły się sławą w domu węża) i siedzieli w Ukrytym Dziale, gdy nie chcieli, by ktoś im przeszkadzał. Po jakimś czasie stało się to dla Basila całkiem znośne. Spędzanie czasu z nimi powoli z kary zmieniało się na rutynę, żeby w końcu stać się przyjemną częścią dnia.
Wpadł też kilka razy na Candace. Nadal nie rozumiała, co stało się z krukami. On sam nie do końca to rozumiał. Za każdym razem witali się sarkastycznym: „To znowu ty?” albo wiązankami obelg i przekleństw. Głównie tym drugim. To również stało się typową częścią jego tygodnia. Już mu nie przeszkadzała, była nieszkodliwą osobą, która chciała wiedzieć więcej, niż powinna, a on nie planował niczego jej mówić. Oczywiście, mógł jej wszystko wyznać, a potem pozbyć się jej jak Marion. Problem w tym, że nie chciał tego robić. Z Marion nic go nie łączyło, rozmawiali ze sobą ze dwa razy, nie czuł się winny, gdy ją zabił. A Candace? Zabicie jej nie sprawiłoby mu radości, raczej niepotrzebne problemy.
Jednym z takich niepotrzebnych problemów była korona, znaleziona w Ukrytym Dziale. Wciąż tam leżała. Od ostatniego razu ani jej nie tknął. Albo tknął i już o tym nie pamiętał, bo Ciemność postanowiła zabawić się z jego umysłem. To było możliwe. Wciąż nie wiedział, co było w niej tak potężnego, że musiała zostać tam ukryta. Wyglądała na zwykłą lśniącą królewską koronę, która pokazała mu raz zabite przez niego osoby. Zrobiła to tylko raz. Czy to była cała jej potęga? Połączenie ze zmarłymi/okaleczonymi?
Dlaczego nie mógł być normalny?
Do listy nienormalnych rzeczy, jakie działy się w jego życiu mógł dodać wielkiego węża, którego Tom postanowił przygarnąć. Odkąd tylko po raz pierwszy usłyszał o Bazyliszku i Komnacie Tajemnic, wiedział, że będą z tym problemy. Nie uważał tak tylko dlatego, że węże były jednymi z niewielu rzeczy, jakie przyprawiały go o gęsią skórkę, ale dlatego, że ogromnym gadem zajmował się Riddle, osoba, której Basil nigdy w życiu nie zaufałby z dobrym wychowywaniem zwierząt. Hogwart, przynajmniej według jego rodziców, miał być najbezpieczniejszym dla niego miejscem, a dotychczas spotykają go same nieprzyjemności. Czy jego życie byłoby jeszcze gorsze, gdyby poszedł do Beauxbatons?
Wracając do Wielkiego Cholernego Węża i tego, że od początku wiedział, że będą z nim problemy, pewnego pięknego czerwcowego dnia jego obawy przestały być tylko obawami i przerodziły się w najprawdziwszą prawdę. Wcześniej Bazyliszek tylko petryfikował szlamy, a one lądowały w skrzydle szpitalnym, czekając na lek. Riddle mścił się na szlamach, tymczasowo się ich pozbywając. Tego dnia miało być podobnie. Z nią miało być podobnie. Ale wyszło inaczej. Spojrzała w oczy Bazyliszka i umarła. Głupia dziewczyna. Chyba miała na imię Marnie albo Marlie, czy coś w tym rodzaju i należała do Ravenclawu. Po Krukonce, nawet szlamie, Basil spodziewał się trochę więcej rozumu. Kto był na tyle głupi, żeby tak po prostu spojrzeć na Bazyliszka?
Riddle zabił ją, bo zobaczyła, że otwiera przejście do Komnaty Tajemnic. Przyłapała go na gorącym uczynku, więc musiał się jej pozbyć. Basil rozumiał, że Tom nie miał raczej innego wyjścia, ale zabijanie jej skończyło się gorzej, niż się spodziewali.
– Chcą zamknąć Hogwart – powiedział Riddle, wchodząc do pokoju swojego i Basila, w którym w tej chwili siedział także Jasper. – Przez to, że jakaś głupia szlama umarła, chcą zamknąć Hogwart.
Jeszcze przynajmniej dziesięć razy powtórzył „chcą zamknąć Hogwart”, a każde kolejne powtórzenie miało w sobie więcej paniki niż poprzednie. Basil dobrze wiedział, że zamknięcie tej szkoły było czymś, do czego Riddle nie chciał dopuścić. Tutaj miał swoje miejsce, a jeśli zamknęliby mu szkołę, musiałby wracać do świata mugoli, których tak nienawidził. Co roku, gdy nadchodziły wakacje, pytał Dippetta, czy może ten czas również spędzić w Hogwarcie, ale za każdym razem dyrektor mu odmawiał.
Dla Basila Hogwart nie miał jakiegoś wielkiego znaczenia. Była to po prostu szkoła, do której musiał chodzić. Owszem, znajdowało się tu kilka rzeczy, których nie chciał tak po prostu zostawiać – chociażby Ukryty Dział. Ta szkoła przysporzyła mu sporo problemów, jednak nie chciał, by ją zamykali. Może, gdy zakończy naukę. Wtedy już nie będzie go obchodziło, co się z tym stanie. Albo gdy upora się ze swoimi problemami.
– Czyli, jeśli osoba odpowiedzialna za otwarcie Komnaty Tajemnic zostanie złapana, to nie zamkną szkoły? – zapytał Jasper Toma.
Jasper jako jedyny z ich trójki nie znał prawdy na temat Komnaty Tajemnic. Basil zaufał mu na tyle, żeby podzielić się swoimi problemami, ale Riddle nie dał mu poznać szczegółów odnośnie tego, kto otworzył Komnatę i zajmował się Bazyliszkiem.
– Załatwię to – odparł z determinacją Riddle. Wyglądał, jakby był nie do powstrzymania. Jeśli chodziło o ratowanie swojego domu, to pewnie tak właśnie było. – Znajdę im odpowiedzialną za to.
Basil zrozumiał to jako: „Wrobię w to kogoś”. Riddle nigdy nie przyznałby się do tego, że to właśnie on to zrobił, nie wiedząc, że przez to mógłby wylecieć z tego miejsca.
– A masz chociaż jakichś podejrzanych? – wtrącił się do rozmowy Basil.
– W Gryffindorze jest jeden dziwak, Hagrid. Ma poważne problemy z przetrzymywaniem nieodpowiednich zwierząt w Hogwarcie. Kto, jeśli nie on? Hoduje akromantulę, którą zabrał tu ze sobą. Pewnie hoduje też wilkołaki pod swoim łóżkiem, nie zdziwiłbym się. Skoro tak lubuje się w dzikich stworzeniach, to kto wie, czy to nie on jest odpowiedzialny za wszystko, co tu się dzieje?
Jasper pokiwał głową. To, co mówił Riddle miało sens. Kogo lepiej wrobić w opieką nad Bazyliszkiem, jak nie znanego miłośnika dzikich stworzeń? Basil tylko uniósł lekko jedną brew, na co Riddle dyskretnie machnął ręką.
– To, że Gryfoni są nierozważni i robią wiele nieprzemyślanych rzeczy, jest powszechnie znane, ale nie sądziłem, że któryś zrobi coś aż tak głupiego.
– Mam nadzieję, że go za to wyrzucą – wyznał Tom.
Jasper okrył sobie ramiona kocem, leżącym na łóżku Basila. Krukon zawsze zajmował miejsce na łóżku Oullette’a, wiedząc, że ten, w przeciwieństwie do Riddle’a, nie zabije go za siedzenie na swoim łóżku. Jeszcze nie przyzwyczaił się do znacznie niższej temperatury w Ślizgońskich pokojach.
– Pójdziesz z tym do Dippetta? Mogę cię wesprzeć, jeśli chcesz.
Obecność starszego (chociaż tak naprawdę wszyscy trzej byli w tym samym wieku, tylko Jasperowi udało się urodzić przed wrześniem) Krukona po swojej stronie podczas oskarżania kogoś o zbrodnie mogła wiele zdziałać. Nauczyciele uwielbiali Riddle’a, był idealnym uczniem, Jasper tak samo, więc idąc razem mogli zdziałać naprawdę wiele. Basil nie mógł o sobie powiedzieć, że wszyscy nauczyciele go lubili i szanowali. Nawet połowa z tego nie była prawdą.
– Dam sobie radę.
– Jesteś pewien? – dopytywał Jasper.
– Wiem, co robię. On to zrobił i musi zostać osądzony. A ja muszę powiedzieć o tym odpowiednim ludziom.
I tak rozeszła się plotka. W ciągu zaledwie kilku dni, wszyscy w Hogwarcie wiedzieli, że Hagrid przetrzymuje wielkie pająki. Mówiono nawet, że chodził do Zakazanego Lasu na zapasy z trollami, a także kilka podobnych do tego rzeczy. Baz wiedział, że większość z tego Riddle wyssał z palca i rozpowiedział ludziom, by wyrobili sobie zdanie o Hagridzie. To było mądre posunięcie – sprawić, by wszyscy byli przeciwko jednej osobie i uważali ją za odpowiedzialną za zbrodnię. Gdyby nawet Dippett uważał, że to nie on to zrobił, nie miał jak tego udowodnić. Pod presją społeczną musiał znaleźć odpowiedzialnego za ostatnie wydarzenia, a kto jest lepszym kozłem ofiarnym, jak nie ktoś pokroju Hagrida?
Wyrzucono Gryfona z Hogwartu, a jego różdżka została złamana. Możliwość nauki zaklęć została przed nim zamknięta. Riddle zaraz potem zamknął Komnatę i uśpił Bazyliszka, więc ataki ustały, co tym bardziej utwierdziło ludzi w wierze, że to Hagrid był odpowiedzialny za zbrodnię.
– Udało ci się – pochwalił Riddle’a Basil szeptem na zajęciach Starożytnych Run.
– Byłbym zaskoczony, gdyby się nie udało.
Właśnie zajmowali się runą, która wyglądem przypominała trójząb. Prosta kreska, która dzieliła pod koniec na trzy. Mieli dowiedzieć się, co ona oznacza i jak działa, albo jak działać powinna.
– Spotykasz się dzisiaj ze swoim fanklubem? – zapytał go Basil, wskazując głową na siedzących przed nimi Lestrange’a i Avery’ego.
Riddle wzruszył ramionami, jakby wcale nie obchodzili go jego „Śmierciożercy”. Ta nazwa nadal wydawała się Basilowi strasznie głupia i przysiągł sobie, że nigdy, ale to nigdy, nie stanie się jednym z członków kultu Toma Riddle’a czy też Voldemorta.
– Nie wiem. Może. A ty spotykasz się dzisiaj ze swoją fanką numer jeden?
– Raczej nie. Jasper wspominał, że musi dzisiaj zająć się opisywaniem wybranej bestii na osiem stron. Chyba wybrał Kelpię. To dobry wybór.
– Miałem na myśli Bolton.
Basil prychnął.
– Bolton moją „fanką numer jeden”? Proszę cię.
– Dawno się z nikim nie umawiałeś, ale wciąż się koło niej kręcisz.
– To ona kręci się koło mnie.
– Wszystko jedno. Zrób coś z tym.
Co miał zrobić? Pozbyć się jej tak jak on pozbył się tamtej Muriel, Margaret czy jakkolwiek ona się nazywała? Czy też miał pozbyć się jak wcześniej pozbył się Marion, Luciana i tego trzeciego gościa, którego nazwisko zdążył zapomnieć. Lucian wciąż się nie obudził, a jeśli nawet, to Basil nic o tym nie wiedział.
Nie wiedział, czego Riddle od niego oczekuje. Chciał, żeby umówił się z Candace na randkę? Nie chciał tego robić, a ona i tak by mu odmówiła, był tego stuprocentowo pewny. Miał przestać na nią wpadać? To też było niemożliwe – byli jak dwa magnesy, ciągle na ciebie wpadali.
– Albo ja coś z tym zrobię – dodał Riddle, gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi od Basila.
– Nie musisz mieszać się w moje życie.
– Wydaje mi się, że muszę, bo sam nie dajesz sobie rady.
– Radzę sobie bardzo dobrze.
– Panowie Riddle i Oullette, mam nadzieję, że z runą radzicie sobie równie dobrze jak z tym, o czym tak zawzięcie rozmawiacie – powiedziała do nich profesor.
Spojrzeli po sobie. Riddle wiedział wszystko o runach oraz potrafił nawymyślać coś, co jest przynajmniej bliskie prawdy. A Basil na szczęście wcześniej poczytał o tej runie. Nie była wcale skomplikowana, a poświęcanie całych zajęć na nią wydawało się marnotrawstwem czasu.
– To runa ochronna – powiedział głośniej Basil. – Algiz. Daje ochronę osobie, która jej używa. Działa jak tarcza obronna albo zaklęcie Protego.
Zniósł kilka sekund podejrzliwego spojrzenia profesor, której nazwisko wypadło mu z głowy. W końcu skinęła głową i skupiła się na tłumaczeniu grupie, jak najlepiej stosować tę runę. To był moment, w którym Basil przestawał słuchać. Rzadko kiedy słuchał.
– Umów się z nią – nalegał Riddle.
– Co ci do mojego życia uczuciowego? Jak będę chciał się z nią umówić, to to zrobię. Odpuść sobie. Nie masz innych spraw, którymi powinieneś się zajmować zamiast tego? Zabrakło ci pupilka, którym się opiekowałeś i szukasz sobie zastępstwa?
– Pieprz się, Oullette.
– To ty odpieprz się ode mnie i Dancey – warknął Basil, zamykając głośno książkę, którą udawał, że czyta.
Przy słowie „Dancey”, Riddle wydał z siebie ciche prychnięcie. Rzucił Basilowi pytające spojrzenie.
– Dancey? Daliście już sobie ksywki?
– Tak, ‘Mas. Ona i ja, tak samo jak ja i ty, mamy dla siebie ksywki. Wiesz, kto nie ma ksywki?
– Kto?
– Jasper.
– To Jasper. On nie potrzebuje ksywki.
Wtedy poczuł znajomy ból. Ból, którego nie czuł od bardzo dawna. Był jak milion szpileczek wbijających się w jego ciało, jak kąsające go kruki, jak uderzenia mocnych zaklęć. Bolało jak cholera. Najbardziej cierpiała jego szyja z tyłu i już wiedział, że nie mógł dłużej zostać w tej sali.  
– ‘Mas – powiedział przez zaciśnięte zęby, starając się zamaskować tym narastający ból. – Musimy stąd wyjść. Szybko.
Riddle przyjrzał mu się. Nie zadawał żadnych pytań, tylko podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do profesor.
Z nosa zaczęła lecieć mu krew. Kilka kropel wylądowało na podręczniku, dodając mu kolorów. Basil również wstał, zakrywając przy tym nos dłonią. Krew lała się tak obficie, że wylatywała mu między palcami i zjeżdżała po nich, by wylądować na podłodze.
– Profesor? – odezwał się Riddle. – Baz ma nagły wypadek. Nie wygląda to najlepiej. Zabiorę go do skrzydła szpitalnego. Nie ma pani nic przeciwko, prawda?
Jak tylko profesor zobaczyła krew, wciąż płynącą na palcach Basila, wygoniła ich z sali, każąc Riddle’owi jak najszybciej zabrać go do skrzydła szpitalnego.
Jak tylko znaleźli się kilka metrów od sali, zatrzymali się. Basil wziął różdżkę do ręki i, kierując ją w stronę swojego nosa, powiedział:
Episkey. – Nic się nie stało. Zaklęcia nadal mu nie działały, więc stosował je coraz rzadziej poza zajęciami. – Warto było spróbować.
Wciąż wszystko go bolało. Wskazał Tomowi swój kark, a ten posłusznie poszedł za niego. Zagryzał wargi z bólu. Wiedział, że na jego szyi właśnie pojawiają się litery i układają w jakieś zaklęcie. Czuł, jak układają się na jego skórze. Każdy ruch literek palił go jak ogień.
Temvresuro?
Temvresuro. Kolejne zaklęcie, co oznaczało, że zostało ich już tylko pięć, chyba że księga postanowiła zwiększyć swoją objętość.
Zostało tylko sprawdzić, jak działało. 


Jeszcze wczoraj nie miałam napisanego ani słowa, ehh. 

7 komentarzy:

  1. Czy tytuł tego rozdziału ma oznaczać, że nie chciało Ci się go nazywać czy to celowy zabieg? XD
    Zaczynam lubić Toma. Kazał Bazowi umówić się z Candace, to główny powód.
    Czekam na tę randkę z niecierpliwością.
    Nie wiem co więcej napisać.
    Znowu jestem na bieżąco. Aż niemożliwe.
    Weny i niech ziemniak będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oba. Szukałam czegoś na tytuł i mignęło mi Call it what you want Taylor.
      Trochę sobie poczekasz.
      Jak zwykle.
      Ciekawe, jak długo będziesz na bieżąco.
      Wzajemnie!!

      Usuń
  2. Musiałam sprawdzić, w jakim domu był Hagrid, bo aż mi się wierzyć nie chciało, że to był Gryffindor. Później zobaczyłam, że jkr potwierdziła to w jakimś wywiadzie, i wszystko stało się jasne.
    Dobrze, że w końcu poruszyłaś sprawę z Komnatą Tajemnic. I bardzo mnie śmieszy, że Jasper nieświadomie wkopał Hagrida xD
    I podoba mi się wizja Jaspera odrabiającego lekcje za Baza, to takie krukońskie.
    Ja tam z kolei nie cieszę się zainteresowaniem Candance. I to nawet nie tak, że jej nie lubię, czy coś, po prostu nie.
    Na jakie lekcje chodzą Baz i Tom? I Jasper? Nigdy wcześniej mnie to nie zastawiało, ale to w sumie ciekawe.
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też musiałam sprawdzić, ehh.
      Jasper zawsze pomocny. Najlepszy przyjaciel.
      Candace jest tu, żeby Martyny światopogląd przeżył mostly.
      Może kiedyś zaczną bardziej skupiać się na lekcjach, to się dowiesz.
      Wzajemnie!!

      Usuń
  3. Nareszcie skończyłem wszystko czytać. Na początku wątpiłem, że uda mi się zrobić to dzisiaj, bo wyłączałem laptopa jakieś trzy razy, sklep i te sprawy. Dodatkowo wszystko mnie boli. Zostawiłem Ci krótki komentarz pod każdym rozdziałem, ale chyba nic się nie stanie jeśli ich nie zobaczysz - nie zawierają za dużo konkretnych informacji.
    Może zacznę od tego, że bardzo podoba mi się szablon. Tylko odrobinę denerwuje mnie broda wizerunku Basila - ja nie mógłbym w takiej chodzić, ilekroć się nie ogolę to czuję się tak jakby coś chodziło mi po twarzy. Ale generalnie schludnie i czytelnie, super.
    No, nie podoba mi się trochę jak przedstawiasz Toma. A raczej nie podobało, bo z biegiem czasu świetnie go wykreowałaś - taki poważny, chłodny, ale jednocześnie przyjacielski i tajemniczy. Jasper, cóż, myślałem, że go polubię, ale chyba nic z tego. Jest trochę zbyt denerwujący.
    Candace, wspomniałem, że bardzo podoba mi się jej imię. Cały czas zastanawiam się co się stanie jeśli użyje zaklęcia przyciągania dziewczyny na chłopaku, zabawnie.
    Bardzo ładnie piszesz. Najbardziej podobał mi się Prolog, Rozdział 1 i rozdział o ciemności. Dodatkowo cały czas zastanawiam się czy można jakoś przywrócić świadomość Lucianowi, zasłużył na trochę cierpienia spowodowanego sztyletem, takie przywrócenie nadziei i odebranie jej.
    Myślę, że Tom będzie próbował podporządkować pod siebie jego zasługi, wszelkie morderstwa i te sprawy. Ciekawi mnie jak wybrniesz z tego wszystkiego - koniec końców to Tom zostanie Voldemortem, Czarnym Panem. Może Basil zostanie jego poplecznikiem, to jest Śmierciożercą? No cóż, to twoje opowiadanie, możesz robić wszystko.
    Co by tu jeszcze powiedzieć, na pewno coś miałem. Ach, Flint! Na pewno zrobisz z nią cościekawego, te brwi nie mogą zostać zaprzepaszczone. Ogólnie to przypomina mi moją koleżankę-kujonkę z gimnazjum, wszystko przez monobrew. XDDD
    Może Candace ociepli serduszko chłopaka. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to polegać na ozdrowieniu go za pomocą miłości, to dość tania sztuczka.
    Niemniej, nareszcie jestem na bieżąco.
    Będziesz informować mnie o rozdziałach na: https://robin-mroczne-czasy.blogspot.com/
    ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że Ci się spodobało!
      Za szablon dziękuję, starałam się. Poświęciłam na niego chyba pół nocy, jeśli dobrze pamiętam.
      Właściwie to Candace nie jest zaklęciem. To (niestety) tylko zwykłe imię. W tamtym komentarzu miało to raczej sarkastyczny charakter.
      Monobrew to moja ulubiona bohaterka tej opowieści.
      Jeszcze raz bardzo dziękuję i na pewno będę informować Cię o kolejnych rozdziałach!

      Usuń
    2. Jak to się stało, że JA nie wyczułem sarkazmu, no lol. xD Może dlatego, że każdy sen kończył zaklęciem napisanym kursywą, w tym wypadku Candace. No trudno.

      No, to czekam do dwudziestego. Pewnie i tak trochę się przedłuży, ale... trudno. ;)

      No dobra, cześć!

      Usuń