sobota, 20 stycznia 2018

Temversuro

Przez cały rok migał się od uczestniczenia w spotkaniach Klubu Ślimaka. Wymyślał różnorakie wymówki: został zaatakowany, coś mu się stało, miał do napisania pracę na dziesięć stron albo zrobił sobie drzemkę i obudził się o kilka godzin za późno. Slughorn za każdym razem zdawał się mu nie wierzyć, ale odpuszczał mu, mówiąc, żeby pojawił się następnym razem. Czego nie robił. Bo dostał szlaban. Bo został opętany przez szatańskie moce. Bo nie chciało mu się ruszyć z miejsca.
Zostało tylko jedno spotkanie przed końcem roku, a jemu zabrakło wymówek. Wątpił, czy „Musiałem przetestować zaklęcie” by się sprawdziło. Od kilku dni czekał na odpowiedni moment do wypróbowania Temversuro. Nie wiedział nic o tym zaklęciu, ale w skali zabójczości miało tylko dwie gwiazdki, co nieco go demotywowało. Było to jednak kolejne zaklęcie, o którym wiedział, że za każdym razem podziała. Nie to, co te wszystkie, jakich nauczył się na lekcjach. Wciąż sprawiały mu problemy i wydawało się, że nie miały w planach przestać tego robić w najbliższej przyszłości. Udało mu się przetrwać prawie cały rok w szkole, wykorzystując poza zajęciami jedynie z czterema zaklęciami: Ardento, Deglacio, Feritagre i Lessurium. Najczęściej używał tego drugiego ze względu na jego przydatność, gdy nie chciał, by inni ludzie przeszkadzali mu w czymkolwiek akurat robił. Teraz do listy doszło piąte zaklęcie.
Nie miał właściwie żadnego dobrego powodu, żeby nie lubić spotkań Klubu Ślimaka. Spotykała się tam tylko wyznaczona przez Slughorna Hogwarcka elita złożona z najbardziej wpływowych osób i takich, które mają szansę na ogromny sukces w przyszłości. Jedynym minusem była obecność osób, za którymi Basil nie przepadał i oczywiście sam Slughorn, próbujący znaleźć sobie ludzi, którzy będą mu w pomagać. Ogólnie sam pomysł nie był zły, nie odpowiadało mu jedynie wykonanie.
– Jestem w morderczym humorze – powiedział z uśmiechem Basil, zauważając kątem oka wchodzącego do pokoju Toma. – Chcę sprawdzić, co to zaklęcie robi. Aujourd'hui.
Tom zyskał odrobinę szacunku w oczach Basila, gdy sprawił, że dzieciak z Gryffindoru zapłacił za coś, co on zrobił. Wrobienie (dość) niewinnego dzieciaka w swoją zbrodnię od razu zrobiło z Toma ciekawszą osobę.
– Dzisiaj? Na kim niby chcesz to przetestować?
– Na tobie, jeśli nie masz nic przeciwko. Jeśli masz coś przeciwko, to tym bardziej na tobie. Ewentualnie na... Nie wiem, jakimś przypadkowym pierwszoroczniaku? Albo przejdźmy się do Hogsmeade i znajdźmy sobie kogoś nieciekawego tam.
Od czasu zabicia tamtego faceta w Hogsmeade, na którym użył Feritagre, odwiedził miasteczko jeszcze kilkakrotnie i nigdy nie usłyszał o nim ani słowa. Czasem specjalnie przechodził obok miejsca, w którym go zabił, żeby tylko zobaczyć, czy wciąż nic się nie zmieniło. Zupełnie nikt nie przejął się jego śmiercią, czy też zaginięciem, co mogli podejrzewać inni mieszkańcy, skoro nie znaleźli jego ciała. Basil nie wyobrażał sobie, jakby to było mieć tak marne życie, że nikt nawet nie zainteresowałby się jego śmiercią. Gdyby to on umarł, to z pewnością byłoby o tym głośno. Jego rodzice nie pozwoliliby mu paść w zapomnienie.
– Możemy się przejść po spotkaniu. Zawsze jestem chętny na mord.
– Tylko nie pociągnij za sobą ogona.
Odkąd umarła tamta Krukonka z irytującym głosem, Tom nie miał okazji odwiedzić Komnaty. Nawet Basil zauważył kręcącego się wokół niego Dumbledore’a, który pilnował każdego jego kroku w oczekiwaniu na pomyłkę, która udowodni mu, że Tom wcale nie jest takim idealnym uczniem, za jakiego wszyscy go uważają. Dumbledore nigdy nie należał do ulubionych nauczycieli Basila, a Tom zdawał się go wyjątkowo nie lubić. Był on jedynym profesorem, którego Riddle nie próbował przekonać do swojej osoby.
– Nie będzie za nami łaził, gdy będziemy wracać do dormitorium ze spotkania. Wie, że tam idziemy i spędzimy tam dużo czasu. Czekanie na zakończenie się spotkania, żeby tylko sprawdzić, czy wracamy do siebie byłoby katorgą. A nawet jeśli, to uda nam się go zgubić.
– Bo przecież jesteśmy tak zgraną drużyną – odparł sarkastycznie Basil. Po raz ostatni poprawił białą koszulę i ruszył w kierunku wyjścia. Chociaż całe jego ciało i dusza błagały, by został w pokoju, on wyszedł im na przeciw. – Trzeba iść.
– Ej, Baz? – Riddle chwycił go za ramię, zatrzymując na chwilę dokładnie w momencie, gdy miał nacisnąć klamkę.
– Co jest?
– Znalazłem swojego wuja. Nazywa się Morfin Gaunt. Planuję odwiedzić go w trakcie wakacji i sprawić, by powiedział mi prawdę o mojej rodzinie. Możesz ze mną jechać, jeśli chcesz. – Sposób, w jaki to powiedział zdawał się nonszalancki, a Tom wyglądał, jakby zupełnie nie obchodziło go, czy Basil zdecyduje się z nim wybrać, czy nie, ale on wiedział, że tak naprawdę chce, by z nim pojechał. – To co?
Basil chyba najlepiej ze wszystkich wiedział, jak wielką Riddle miał obsesję na punkcie swojej rodziny. Zwykle ukrywał to przed ludźmi, ale wiele wolnych chwil spędzał na poszukiwaniu swoich krewnych i dowiadywaniu się więcej na temat swojego pochodzenia. I najwyraźniej wreszcie udało mu się do czegoś dojść. Basil nie był pewien, czy oznacza to coś dobrego, czy wręcz przeciwnie.
– Jeśli do tego czasu nie umrę, to może i się z tobą wybiorę.
Riddle wzruszył ramionami, nie zaszczycając go poza tym żadną odpowiedzią. Wyszli na zewnątrz, ignorując wszystkich witających się z nimi i zadającym im pytania Ślizgonami. Przed wejściem do Domu Wężą czekał na nich Jasper. Czasem udawało mu się wejść do środka, ale tego dnia Ślizgoni byli wyjątkowo złośliwi i nikt nie pozwolił mu się tam dostać. Robili to, co powinni. Nie wpuszczali obcych do środka, tylko zostawiali ich na pastwę losu.
– Uda nam się tym razem dotrzeć na miejsce? – zapytał Jasper, przyłączając się do nich.
– Wolałbym, żeby nam się nie udało – mruknął pod nosem Basil, wciąż nieprzekonany do spotkań ze Slughornem.
Zdecydowaną większość członków Klubu stanowili Ślizgoni ze względu na ich ambicje i dobre pochodzenie. To w pewnym sensie stanowiło najlepsze możliwe towarzystwo, na jakie Basil mógłby trafić, lecz jednocześnie było przepełnione zdradzieckimi szumowinami, jakich najchętniej od razu by się pozbył.
– Jestem pewien, że będziemy się świetnie bawić – dodał jeszcze Jasper, zanim weszli do odpowiedniego pomieszczenia.
Wszystkie pary oczu spoczęły na nich. Basil przyzwyczaił się do admiracji, jaką wywoływał u ludzi, gdy się pojawiał, ale tym razem była ona potrójnie silna. Wszyscy wiedzieli, że on i Riddle się ze sobą trzymali, to nie wywołało żadnego zdziwienia, ale nie każdy wiedział, że od jakiegoś czasu do ich dwójki przyłączył się jeszcze Jasper. Gdy się spotykali, głównie siedzieli wtedy w bibliotece albo pokoju Basila i Toma. Ludzie jeszcze nie zdążyli przywyknąć do widzenia całej trójki razem.
Basil przez cały czas przekonywał siebie, że wcale nie będzie tak źle. Porozmawiał z kilkoma osobami, kilka innych obraził (w dwóch z pięciu przypadków po francusku), a samego Slughorna starał się ignorować, co niestety w niektórych momentach nie było możliwe. Z nudów nawet zaczął flirtować z jakąś młodszą dziewczyną, której wcześniej na oczy nie widział, ale wyglądała całkiem przyzwoicie, więc czemu miałby tego nie zrobić? Przez cały czas chichotała i się czerwieniła, co szybko zaczęło doprowadzać go do szału.
– Baz – zaczepił go w pewnym momencie Riddle. Skinął głową na drzwi. – Coś chce z tobą porozmawiać.
Coś? Co mogło chcieć porozmawiać z Basilem? Jedynym, co przychodziło mu na myśl, był... Wreszcie. Tyle czekał, by to się stało, że niemal całkowicie zapomniał o tej sprawie.
Poderwał się z siedzenia, nawet nie przepraszając dziewczyny za zostawianie jej, i w mgnieniu oka znalazł się po drugiej stronie drzwi. Nie pamiętał nawet, ile miesięcy już czekał na jakąś wiadomość.
Zaraz za drzwiami czekał na niego niski, zgarbiony i jednocześnie obrzydliwy stwór ubrany w podarty kawałek szarawej szmaty. Basil musiał się chwilę zastanowić, zanim przypomniał sobie imię skrzata.
– Balpi, gadaj – zażądał, odchodząc gdzieś na bok, gdzie nikt ich nie podsłucha.
Skrzat powlókł za nim nogami. Z każdym krokiem wydawał garbić się coraz mocniej, co zwiększało obrzydzenie Basila. Dlaczego jego rodzice wciąż go trzymali? Mogli bez problemu załatwić coś milszego dla oczu na jego miejsce.
– Balpi musi powiedzieć paniczowi Basilowi. Panicz Basil prosił Balpiego. Ważne. Nie może czekać.
Ręka Basila zadrżała, ale powstrzymał chęć uderzenia skrzata.
– Co się stało?
– Obudził się. Chłopak żyje i Balpi nie wie, co ma zrobić. Panicz Basil prosił się powiadomić.
Tak długo czekał na ten moment, że powoli zaczął wątpić w to, że Lucian jeszcze się obudzi. A jednak. Lucian wreszcie się obudził. Basil mógł wreszcie dokończyć dzieła. Nie wiedział nawet, od czego zacząć. W jego głowie kłębiło się tak wiele pomysłów na tortury. Ale musiał najpierw dostać się do domu.
– Zabierz mnie tam – polecił Balpiemu.
Nie wiedział, jakie dokładnie mają moce skrzaty domowe. Potrafiły pojawiać się i znikać, gdzie im kazano i wykonywały polecenia swoich panów. Ich magia była odmienna od magii czarodziei, ale nadal w pewien sposób potężna. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli tanimi siłami roboczymi i łatwo było ich wykorzystywać.
Był pewien, że Balpi mógł zabrać go z Hogwartu do domu jednym pstryknięciem palców. I to właśnie się stało. Przeskok był tak gwałtowny i niespodziewany, że Basil przez chwilę obawiał się, że zwymiotuje swoją kolację. Na szczęście nic takiego się nie stało. Gdy otwarł oczy, ujrzał piwnicę swojego domu, w której ukrył Luciana.
Siedział tam. Jego blond włosy były brudne, a całe ciało miał poranione, ale z łatwością go rozpoznał. Siedział oparty o ścianę i obracał w dłoniach mały kamyk, jakich wiele leżało na ziemi.
Basil odchrząknął, zwracając na siebie jego uwagę.
– Już myślałem, że się nie obudzisz. Nie byłaby to zbyt wielka strata.
– Powinieneś był mnie zabić – syknął zachrypniętym głosem Lucian.
Pokręcił głową. Nie mógł. Zabicie go sprawiłoby mu przyjemność tylko, jeśli byłby wtedy przytomny. Chciał ulepszyć świat, a osoby takie jak on mu w tym przeszkadzały. Nie mógł tak po prostu dać mu odejść ani zabić go bez uprzedniej nauczki.
– Jaką miałbym wtedy z tego zabawę? – zapytał z uśmiechem, zbliżając się do drzwi celi. Z łatwością je otworzył. Powolnymi krokami zbliżył się do Luciana. – Powiedz mi wszystko. Co miałeś na myśli przez „Dostałem, co chciałem”?
Lucian prychnął, lecz zmieniło się to w kaszel, który zawładnął całym ciałem chłopaka. Wykrzywił twarz z bólu.
– Nie mam ci nic do powiedzenia. Pójdzie szybciej, jeśli po prostu mnie zabijesz.
– Właściwie, to czemu nie? – Basil wzruszył ramionami. Wyjął z kieszeni różdżkę i wycelował ją w chłopaka. Chciał zobaczyć na jego twarzy przerażenie, ale nie było go tam. Widział ból, zmęczenie i porażkę, ale nie przerażenie. Wiedział, co go czeka. – Temversuro.
Czekał na jakąś spektakularną śmierć chłopaka. Chciał zobaczyć, jak z oczu leci mu krew, a usta próbują złapać ostatni oddech. Czekał, aż coś się stanie, ale Lucian zamiast umierać, spojrzał na Basila i zaczął mówić:
– Powiedziałem o wszystkim Candace Bolton. Powiedziałem jej, że ty jesteś związany ze zniknięciem Marion. – Lucian sam wydawał się zaskoczony, że mu to mówi. – Co jest...?!
Czyżby Temversuro działało podobnie do Veritaserum? Zmusiło Luciana do wyznania mu prawdy, chociaż upierał się, że tego nie zrobi, a Basilowi nie chciało się z nim kłócić. Zaklęcie pozwoliło mu na poznanie prawdy bez niepotrzebnego ważenia eliksiru. Bez zdobywania tych wszystkich składników i spędzania miesiąca na czekaniu, aż eliksir osiągnie odpowiedni stan.
Jego myśli tak zakręciły się wokół działania zaklęcia, że dopiero po chwili zrozumiał, co powiedział mu Lucian. Candace. Powiedział jej, że go podejrzewa. Rzeczywiście, niedługo przed pozbyciem się Luciana, zaczęła się wokół niego kręcić, ale nie podejrzewał jej o sprawdzanie go. Czyli to właśnie przez cały czas robiła. Od początku wiedział, że nic dobrego nie wyniknie z jej obecności. Czy dowiedziała się czegoś istotnego? Sam nie był tego pewien. Czy jej też musiał się teraz pozbyć?
– Candace? – powtórzył Basil cicho.
– Powiedziałem jej, że coś knujesz i powinna zwrócić na ciebie uwagę. Powiedziałem jej, że jest szansa, że ja również zniknę. Że jesteś źródłem kłopotów. Żeby uważała. Jak widać, miałem rację. Dostałem, co chciałem. Dostałem dowód, że to ty jesteś za wszystko odpowiedzialny. Teraz wiem, że to ty zabiłeś Marion i pewnie kilka innych osób. I inni też się tego dowiedzą.
– Nikt się nie dowie.
Lucian się uśmiechnął. Basil w życiu nie widział równie obrzydliwego, a zarazem przerażającego uśmiechu. Zupełnie nie Puchoński. Wyglądał, jakby został opętany.
Dowiedzą się. Wszyscy. To będzie twój koniec – syknął nie swoim głosem Lucian. Basil dobrze znał ten głos. Słyszał go już w swoich myślach. – Już wkrótce.
Zacisnął mocniej dłoń na różdżce, aż pobielały mu kłykcie. Musiał coś z tym zrobić. Lucian mówiący mu, że wszyscy dowiedzą się prawdy o nim to jedno. On nie mógł mu nic zrobić. Ale Ciemność? To już odmienna sprawa.
Stanął nad Lucianem i lekko się pochylił.
– Jest coś, co chciałbyś jeszcze powiedzieć? Więcej prawdy?
– Od początku wiedziałem, że to ty.
Słowa Luciana tylko go irytowały. Nadszedł czas. Wystarczył jeden szybki ruch ręki. Zamachnął się i wbił swoją różdżkę w serce Luciana.
Obserwował, jak z rany wylatuje lepka, niemal czarna ciecz, jak życie uchodzi powoli z oczu Luciana. 

Dużo krócej niż zwykle, ale jest!!

5 komentarzy:

  1. Nareszcie pieprzony Lucian nie żyje! Mimo swojej nieobecności,
    niesamowicie mnie irytował. Co będzie teraz z Candace i Basilem? Musi ją zabić. Chyba, że ona też stanie się zabójcą, może... Pewnie Jared coś z nią knuje.
    Mam nadzieję, że Tom niedługo stanie się groźniejszy.
    Super rozdział, wcale nie był taki krótki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej,najpiękniejszy rozdział w całej tej historii.
    Nie było Candace, ale wciąż.
    Szkoda, że krótszy niż zwykle. Chętnie poczytałabym więcej o śmierci Luciana.
    Dzisiaj i ja krócej niż zwykle, bo zbytnio nie wiem co tu więcej napisać, ale za to jestem na bieżąco!
    Niech ziemniak będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że powiesz tak o jeszcze kilku rozdziałach, ale okej.
      Ciekawe, jak Lucjan zareagowałby na śmierć Luciana.
      Udało Ci się!!

      Usuń
  3. Śmierć Lucjana była cudowna, ale po co brudzić sobie różdżkę jego krwią? Ble.
    Dopiero Martyna uświadomiła mi, czemu to był dobry rozdział: nie było w nim Candace. (Ale było mało Jaspera, i to trochę słabe.)
    Trochę rozśmieszyło mnie, jak Baz stwierdził, że Tom nie jest ciekawym człowiekiem. Ta, każdy otwiera sobie Komnatę Tajemnic, żeby zabić kilka osób, jak mu się nudzi, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego xd
    I hej, klub ślimaka jest super. Mają tam jedzenie. (A ludzi można później zabić).
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pamiątkę.
      Musisz przeżyć Candace jeszcze trochę.
      Tom? Ciekawy? Wcale. Nie otwartaś jeszcze komnaty i nie zabiłaś kilku ludzi? Przecież wszyscy to robią.
      Jedzenie to jedyny plus tego klubu.
      Wzajemnie!!

      Usuń