sobota, 9 grudnia 2017

Zmiana perspektywy

Dwóch chłopaków siedziało na przeciwko niego z założonymi rękami, czekając na wyjaśnienia. Brakowało tylko dziewczyny, która przyszła razem z jednym z nich, ale została wyśmiana i odesłana przez Basila z powrotem do swojego dormitorium. To wyglądało jak jakaś akcja ratunkowa dla niego. Ale przecież on nie musiał być ratowany. Sam świetnie dawał sobie radę. Tak przynajmniej sam uważał.
– Co się z tobą dzieje? – zapytał jeden z nich, kładąc przy tym złożone ręce na stole.
Dormitorium Slytherinu nigdy wcześniej nie było tak puste jak teraz. Baz domyślał się, że Riddle musiał maczać w tym palce. Normalnie już dawno byłaby wokół nich zgraja ludzi, której połowa zachwycałaby się obecnością Toma, a reszta atakowałaby Jaspera za wtargnięcie do obozu wroga. A teraz była tam tylko ich trójka.
– Nie wiem, o czym mówicie – odparł Basil. Niczego bardziej nie pragnął jak bycia zostawionym samemu. Nie ułatwiali mu tego. – Nic się ze mną nie dzieje.
– Krzyczysz w środku nocy – wytknął mu Riddle. – Ciągle coś mamroczesz pod nosem jak szalona osoba. Wychodzisz gdzieś i znikasz na całe dnie.
Chciał zacząć zaprzeczać, że wcale tak tego nie robi, ale uświadomił sobie, że może Riddle miał trochę racji. Po zajęciach zwykle chodził do biblioteki albo odwiedzał Ukryty Dział w poszukiwaniu nowych wskazówek, przez które często miał później koszmary w nocy.  
– Chodzę na lekcje. Czego wy jeszcze ode mnie oczekujecie? Pojawiania się na zajęciach dodatkowych? Dawania korepetycji młodszym?
– Chodzenia na posiłki, rozmawiania z ludźmi od czasu do czasu – zaproponował Jasper. – Miło byłoby wiedzieć, że jest w tobie trochę życia.
Dziwnie było widzieć Jaspera i Toma razem. Siedzieli przed nim i nie pozwalali mu ruszyć się nawet o krok. Basil dawno nie widział równie zgodnych ludzi, jak oni w tej chwili. Nawet nie zauważył, kiedy ci dwaj tak zaczęli interesować się jego życiem. I ze sobą rozmawiać. Przecież całkiem niedawno odbyli ze sobą pierwszą rozmowę, a teraz wspólnymi siłami starali się coś z niego wydobyć. Kto by pomyślał, że ten niebezpieczny przywódca Slytherinu zbrata się z upierdliwym-ale-nawet-znośnym Krukonem.
– Trochę życia we mnie? Och, nie, przykro mi. Od lat jestem martwy w środku. Spóźniliście się.
Nie zaśmiali się z jego żartu.
– Poważnie, Basilu – mruknął z niezadowoleniem Jasper. Dziwnie było słyszeć swoje pełne imię wypowiedziane przez kogoś niewiele starszego od niego. – Chcemy tylko, żebyś nie skończył w Mungu, bo spędzisz samotnie o kilka chwil za dużo i oszalejesz.
Riddle zatopił się głębiej w oparciu swojego fotela. Podpierał sobie podbródek dłonią, a jedna lekko uniesiona brew wskazywała na to, że ta rozmowa powoli zaczyna go nudzić. Nie tylko jego.
– Wyjmij kij z tyłka i daj sobie pomóc. Wiesz dobrze, że rzadko robię takie rzeczy. – Słowo „pomoc” nie przeszło Riddle’owi drugi raz przez usta. – Dalej, zbieraj się. Mamy za – Spojrzał na zegarek – dwanaście minut spotkanie Klubu Ślimaka.
Klub Ślimaka. Tylko tego mu zabrakło. Czy nie miał już dostatecznie dużo problemów z całą swoją egzystencją? Te spotkania były mu najmniej w tej chwili potrzebne. Rozumiał, że był wybitną osobą i miał świetlaną przyszłość, ale chodzenie na jakieś spotkania, żeby tylko móc być potem wykorzystywanym przez jakiegoś starego dziada nieszczególnie mu odpowiadało.
– Odpuszczę sobie dzisiejsze spotkanie. Powiedzcie mu, że mam randkę albo umarłem albo właściwie cokolwiek. Nie obchodzi mnie to.
– Z kim niby miałbyś mieć tę randkę? – zapytał Riddle z kpiącym uśmiechem. – Z Flint? A może z młodą Bolton?
Randka z młodą Bolton brzmiała jak nazwa jakiegoś słabego horroru, w którym on, Basil, miałby główną rolę i przez cały seans latałby za jakąś dziewczyną, żeby na końcu zostać przez nią zabitym. Albo zabić ją.
– Hm, nie. Hesketh?
Jasper ożywił się na dźwięk swojego nazwiska. Podniósł głowę szybkim ruchem, przez co niemal uderzył się w stojącą zaraz obok rzeźbę.
– Tak?
– Masz jakieś plany na dzisiaj? Idziemy na randkę – rzucił od niechcenia Baz, jakby właśnie pytał, czy Jasper ma chusteczkę, nie chęć na umówienie się z nim.
Spodziewał się, że Jasper zakrztusi się powietrzem albo chociaż wykpi go za tę propozycję. Że powie, że gdyby ktoś nieodpowiedni usłyszał te słowa, to by go zamknęli albo wysłali na leczenie. Że go uderzy. Że zrobi cokolwiek, ale on tylko delikatnie się uśmiechnął.
– Przykro mi. Jestem na dzisiaj umówiony ze Slughornem. Może innym razem.
Riddle uniósł do góry palec, uciszając ich obu. Wykrzywiał usta w niezadowolonym grymasie.
– Baz, tłumacz się. Dlaczego niby Hesketh jest twoim pierwszym wyborem, nie ja? – odezwał się urażony.
– Nie sądziłem, że jesteś zdolny do odczuwania jakichkolwiek uczuć. Także ten. Chyba jednak nie mam randki. Możecie mu powiedzieć, że umarłem. Chyba, że Bolton zgodziłaby się ze mną pójść, ale ona raczej jest dla mnie za... Grzeczna? Nieciekawa? Plątająca się? Tak, wszystko naraz.
Z jakiegoś powodu jego słowa wywołały śmiech Jaspera. Zakrył usta dłonią, ale wciąż widać było jego szeroki uśmiech, a dźwięk jego śmiechu odbijał się echem po całym pomieszczeniu. Basil i Tom zgodnie rzucili mu spojrzenia, które mówiły: „O co ci chodzi, koleś?”
– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo twoja wizja Dancey jest odmienna od prawdy. Ona grzeczna? O nie. Dwa razy dostała szlaban za bieganie po Zakazanym Lesie, bo zauważyła w nim coś ciekawego. Czasem wymyka się nocami do wieży astronomicznej, żeby pooglądać gwiazdy. Raz próbowała przemycić do Hogwartu psa... Jest dość popularnym tematem w Ravenclawie. Nie wiedzieliście tego? To ona jest głównym powodem, dlaczego Ravenclaw w ostatnich latach ciągle traci Puchar Domów.
Wszystko, co właśnie przekazał im Jasper wydawało się być wyssane z palca. Ta mała zwykła dziewczyna jest odpowiedzialna za to wszystko? Niemożliwe. To do niej nie pasowało. Prawie wcale jej nie znał, ale to mu do niej zdecydowanie nie pasowało. Może jednak była ciekawszą osobą, niż mu się dotychczas wydawało?
– To brzmi całkiem... interesująco – skwitował Riddle. – Szanuję.
Słowa „szacunek” i „Tom Riddle” rzadko chodziły w parze.
– Dlaczego w ogóle miałbyś iść na randkę? – zapytał Basila Jasper. – Jest tyle innych wymówek, z jakich mógłbyś skorzystać. Zadania do odrobienia, drzemka albo chociaż czyjeś urodziny. Dlaczego akurat randka?
– Podobno miłość jest dobrą wymówką na wszystko. „Zrobiłem to z miłości.” Słyszałeś kiedyś o Romeo i Julii? Tristanie i Izoldzie? Kleopatrze i Marku Antoniuszu? Oni zrobili to z miłości. Zostało im wybaczone.
– Każda z wymienionych przez ciebie par umarła, bo się kochała. To okropne przykłady – mruknął Jasper.
– A nie o to właśnie chodzi w miłości? Umierasz, bo miłość tak naprawdę wcale nie jest taka fajna i sprowadza się do samego cierpienia.
– Nie, nie wydaje mi się.
Riddle wstał z fotela, przerywając im rozmowę o miłości.
– Idziemy. Ty też, Baz. Dopóki nie umrzesz, nie masz wystarczająco dobrego powodu, żeby nie pójść.
– To ja może pójdę już zaplanować swój pogrzeb, co wy na to?
– Za dużo żartów o śmierci – odparł Jasper, kładąc Basilowi dłoń na ramieniu. – Przestań.
Jego próby przekonania ich, żeby zostawili go w spokoju spaliły na panewce. Nawet grożenie im nie pomogło, a to zwykle załatwiało całą robotę. Ale niestety to nie były jakieś nieświadome jego niekompetencji dzieciaki, a osoby, które zdawały sobie sprawę z jego ograniczeń.
Niemal wypchnęli go za drzwi, tak się opierał przed wyjściem. Gdyby chciał, mógłby rzucić Deglacio i po prostu sobie pójść, ale nie miał ochoty marnować na nich magii. Nie byli tego warci. Całą drogę narzekał im, jak bardzo nie chce tam iść, mając nadzieję, że wreszcie zdenerwuje to ich na tyle, że pozwolą mu iść. Niestety nie podziałało.
– Co wam tak zależy na spotkaniach z tym dziadem? To zwykłe marnotrawstwo czasu. Wiecie, ile rzeczy mógłbym zrobić w czasie trwania tego spotkania? Na za piętnaście minut miałem zaplanowaną drzemkę, a później błąkanie się po korytarzach i użalanie się nad swoim marnym żywotem.
Tom i Jasper znów nie docenili jego cudownego poczucia humoru, jakim się z nimi dzielił tego dnia. Powinni czerpać z tego jak najwięcej, dopóki trwa. Zamiast tego, kręcili z dezaprobatą głowami.
– Co ci dzisiaj jest? – odezwał się Tom w którymś momencie. – Gdzie podziało się to całe wywyższanie się i bycie lepszym od innych? Podczas swoich całodniowych wycieczek tyle straciłeś, że została tylko marnota i żałość?
– Nie wiem, o czym mówisz. Nadal jestem lepszy od innych i cudowny, i znam swoją wartość, a ona wciąż jest wysoka. Mam dzisiaj humor do śmier...
I wszystko zaszło czernią.

– Co się właśnie stało? – zapytał Toma Jasper, podnosząc głos o kilka tonów.
Riddle tylko wpatrywał się w Basila jak zafascynowany. Pomachał mu dłonią przed twarzą, która zdawała się niczego nie widzieć. Oczy Baza stały się całe czarne, jak u osób opętanych przez demony, chciał dodać Jasper, ale zatrzymał tę uwagę dla siebie. Chłopak stanął w miejscu, nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, a całkowity brak jakichkolwiek, chociaż najmniejszych ruchów, przyprawiał Jaspera o ciarki.
Chwycił Baza za ramiona i spojrzał w jego niewidzące i dość przerażające oczy. Widział w nich tylko czerń. Niekończącą się pustkę. Ani razu nie mrugnął.
– Hej, Basilu, obudź się. – Potrząsnął nim. Nie poskutkowało. Czego on się spodziewał? – Dam ci ciastko, jeśli się obudzisz. Albo nawet dwa, jeśli nie rzucisz po tym niemiłego komentarza.
Stojący obok Riddle prychnął. Dotknął ramienia Jaspera, po czym odciągnął go na bok. Wyprostował się przed Francuzem, poprawił swoją szatę, a następnie z całej siły uderzył Basila w twarz. Cios wyglądał na mocny i wystarczający, żeby coś komuś złamać. Jasper skrzywił się z bólu od samego oglądania.
Po czymś takim człowiek powinien się obudzić, ocknąć, czy jakkolwiek inaczej można by nazwać wyjście ze stanu, w jakim właśnie znajdował się Basil. Nie podziałało. Wcale ich to nie zaskoczyło. Z Basilem coraz mniej rzeczy było ich w stanie zaskoczyć – nawet jego, Jaspera, który znał go od stosunkowo niedawna.
– Dalej, spóźnimy się przez ciebie – syknął Riddle, jakby ignorując fakt, że jego przyjaciel (Jasper wciąż nie był pewien czy byli przyjaciółmi, rywalami, czy tylko znoszącymi się ludźmi) jest prawdopodobnie opętany. – Zostały nam dwie minuty.
– Poważnie? To twoje największe zmartwienie? Boisz się, że spóźnisz się na spotkanie, kiedy dzieje się – Wskazał bezradnie na Basila – to.
Riddle spojrzał na niego wyzywająco.
– Może właśnie dlatego nie chciał, żeby mu przeszkadzano.
– Co nie znaczy, że nie mamy mu pomóc?
– Nie jest to na szczycie mo... – Nagle przerwał, a jego wzrok spoczął na Basilu.
Poruszył się. Nie był to jakiś wielki gest – zwykłe poruszenie ręką. Jego oczy wciąż nie wróciły do poprzedniego stanu, ale się poruszył. Jasper uznał to za częściowy sukces. Teraz wystarczyło tylko przywrócić jego wzrok – i pewnie umysł – do porządku.
Riddle chciał już wchodzić do klasy, zostawiając go samego z Basilem, kiedy ten zrobił kilka kroków w kierunku korytarza za rogiem. Stawiał stopy pewnie, jednak jego ruchy wyglądały na mechaniczne, jakby był tylko marionetką, sterowaną przez siły wyższe.
Jasper nigdy nie wierzył w Boga ani te wszystkie zabobony, religie, wyświęcanie jednej osoby jako kogoś najważniejszego w świecie. W kogoś, kto sprawował władzę całkowitą i miał wpływ na zachowanie ludzi, podejmowane przez nich decyzje, ich dalszy los. Jeśli rzeczywiście ktoś taki istniał, musiał mieć pokręcone poczucie humoru. Czy jakiś bożek opętał Basila? A może demon? Duch?
Odpowiedzią mogła być również magia. W końcu byli czarodziejami. Żyli w czarodziejskim świecie, w którym istniały zaklęcia, dzięki którym ludzie mogli przejmować władzę nad innymi. Na przykład taki Imperius. Obrzydliwe zaklęcie, ale niepowodujące czernienia oczu.
Riddle przez chwilę się opierał, ale postanowił razem z Jasperem podążyć za Bazem, opuszczając przy tym długo wyczekiwane spotkanie. Będą się potem musieli tłumaczyć, dlaczego się nie pojawili. Slughorn tak łatwo im tego nie odpuści.
Szli za chłopakiem przez długie korytarze. Jakimś cudem żadna z mijanych przez nich osób nie pytała, dlaczego Baz jest w takim stanie. Na wszelki wypadek Jasper ułożył sobie w głowie wymówkę: próbowali nauczyć się ważyć eliksir na kolejne zajęcia Eliksirów, ale zakończyło się to malutkim niepowodzeniem, przez co Baz tymczasowo oślepł.
Na szczęście nie musiał wypróbowywać swojej świetnej wymówki. Dotarli na koniec biblioteki bez większych problemów... dopóki nie podeszła do nich bibliotekarka z rozgniewaną miną. Nawet Basil się wtedy zatrzymał, chociaż pewnie nie mógł jej nawet zobaczyć. Gdy była zła, zmarszczka koło jej nosa niebezpiecznie się powiększała i sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała wybuchnąć i pochłonąć ich wszystkich w swojej obrzydliwości.
– A wy dokąd? – zapytała z założonymi na biodrach rękami. – Oullette, od miesięcy przetrzymujesz kilka książek. Jeśli nie zwrócisz ich w ciągu trzech dni, czeka cię porządna kara.
Część jego mózgu chciała postawić się pani Boone i powiedzieć jej, że nie mają teraz czasu na jej głupie problemy oraz żeby sobie poszła i dała im spokój. Racjonalna część, która na szczęście przeważała, uznała, że lepiej będzie spławić ją delikatniejszym sposobem. Okłamać ją.
– Pani Boone – powiedział nonszalancko, by zwrócić jej uwagę na siebie. Uśmiechnął się najsłodziej, jak tylko potrafił. – Dopilnujemy, żeby Basil zwrócił wszystko jak najszybciej. Jeszcze dzisiaj, jeśli uda nam się najpierw znaleźć jedną rzecz, jakiej szukamy.
– Panie Oullette, mógłby pan mieć na tyle przyzwoitości i odwrócić się do nas przodem – zauważyła.
Miała rację. On i Riddle odwrócili się twarzami do bibliotekarki, a Basil pokazywał jej swoje plecy. Lepiej, żeby tak zostało. Jasper wolał uniknąć tłumaczenia się, dlaczego chłopak wygląda tak, a nie inaczej, nawet mimo tego, że miał naszykowane wyjaśnienia.
– Jest dzisiaj lekko zdezorientowany – włączył się do rozmowy Riddle. – Miał ciężki dzień. Oberwał kilka razy książką w głowę... Nie wszystko do niego dociera. Pani Digby powiedziała, że powinno mu przejść po kilku godzinach.
– Tak, właśnie. Musimy go w tym czasie pilnować. Proszę mu wybaczyć to zachowanie. Nie robi tego specjalnie.
Coś mu mówiło, że gdyby Basil był w pełni sił umysłowych, to zachowywałby się jeszcze gorzej. I nieco niepokoiło go to, że wcale go to nie odrzuca, że nie chce tego jakoś naprawić, a zamiast tego tylko coraz bardziej intryguje. Interesowały go poczynania tego (czasami ślamazarnego) Ślizgona. Jego życie było momentami na tyle nudne, że ktoś taki jak Basil w pewnym sensie przywrócił mu zainteresowanie światem.
Bibliotekarka wciąż wpatrywała się w nich podejrzliwie, chcąc pewnie wykryć wszystkie kłamstwa, jakimi ją nakarmili – a kłamstwa były właściwie jedynym, co jej przekazali. Gdy Jasper był już prawie pewien, że zaraz im powie, żeby przestali ściemniać, ona westchnęła ciężko i machnęła na nich ręką.
– Oby wyzdrowiał jak najszybciej. Nie mam zamiaru przedłużać terminu.
Podniósł dwa kciuki do góry.
– Zwróci wszystko. Już my o to zadbamy.
Gdy odeszła, Riddle spojrzał na niego i pokręcił głową, jakby chciał tym powiedzieć: „Jesteś idiotą.”
Jak tylko zrobiło się bezpiecznie, Basil znów się poruszył. Położył dłonie na jednym z regałów i wyszeptał jakieś niezrozumiałe słowa. Brzmiały jak zaklęcia. Albo łacina. Albo francuski. To wszystko brzmiało tak podobnie, że Jasper miał czasem trudności z rozróżnianiem ich.
Regał rozsunął się, a ich oczom ukazało się ciemne przejście. Basil od razu ruszył do przodu, w korytarz, jakby robił to każdego dnia i nie było to ani trochę dziwne. W Hogwarcie znajdowało się wiele ukrytych przejść, wszyscy o tym wiedzieli, ale niewiele osób wiedziało, gdzie się znajdują. Najwyraźniej Bazowi udało się znaleźć jedno z nich.
Spojrzeli po sobie z Tomem, po czym niepewnie ruszyli za chłopakiem.
Korytarz nie był długi. Po zaledwie kilku krokach znaleźli się w jasno oświetlonym pomieszczeniu pełnym książek. Wyglądało to podobnie do jednej z jego wizji raju, ale tam byli jeszcze Einstein i Maria Curie. Tak, był tak typowy – jego największym marzeniem było posiadanie biblioteki z nieznanymi innym ludziom księgami i możliwość porozmawiania z wybitnymi i dawno nieżyjącymi ludźmi.
W samym środku pokoju stał Basil. Ku uldze ich obojga, jego oczy wróciły do normy. Wyglądał na zdezorientowanego. Jedyną rzeczą, jaka nie pasowała, była spoczywająca na jego głowie korona.
Wreszcie Basil się odezwał, a jego głos był wyjątkowo zachrypnięty:
– Co wy tu robicie? Co ja tu robię?


Zmiana perspektywy!! Macie kawałek Jaspera, jego moment. Nie planowałam robić z Baza/Toma/Jaspera Wielkiej Trójki, ale stało się. Boy squad czy coś. 

5 komentarzy:

  1. Nadal nie wiem, co fakt, że jedna z tych dziewczyn, o których rozmawiali, biegała po Zakazanym Lesie, bo coś zobaczyła, świadczy o tym, że nie jest grzeczna. (To zdanie bardzo wielokrotnie złożone, i trochę złożyło mi mózg.) Jak dla mnie to bardziej głupota.
    Tom trochę szybko zaufał Jasperowi. Baz - rozumiem. Ale Tom? Chociaż zdecydowanie wyobrażam sobie, jak siedzą i narzekają na Baza. To dobry materiał do narzekania, szczególnie teraz.
    Szkoda, że Jasper nie zgodził się na randkę. Ale "może innym razem".
    I są świetną Wielką Trójką. Baz mógłby być trochę bardziej przytomny, ale nadal. Pewnie pewnego dnia podbiją świat (albo chociaż jeden z nich (no, prawie)).
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Jaspera głupota i niegrzeczność to jedno i to samo. Dlatego otoczył się niegrzecznymi ludźmi, żeby być wśród nich wybitnie inteligentnym :)))
      Może kiedyś pójdą na randkę. Nie mam jeszcze tak dalekich planów.
      Gdyby jeden z nich rzucił dziecko przez okno, może i podbiłby świat. Niestety był niegrzecznym debilem.
      Wzajemnie!! Został ci tydzień!!

      Usuń
  2. Już prawie wszystko nadrobiłam!
    Mój kolejny ulubiony rozdział.
    Podoba mi się koncept wielkiej trójki. I nawet Tom był znośny!!
    Randka z Bolton? Podoba mi się ten pomysł. Mam nadzieję, że go wkrótce zrealizujesz :)))
    Prawie jestem na bieżąco! Chyba jeszcze jeden rozdział.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łał, Tom był znośny, niemożliwe.
      Idź do następnego rozdziału!! Spodoba Ci się!!
      Zostało Ci niewiele czasu!

      Usuń
  3. Rozdział średnio mi się podobał, ale nie jest zły. :D Wszystko wyjaśnię w ostatnim komentarzu.

    OdpowiedzUsuń