piątek, 16 czerwca 2017

Puste strony

Sfrustrowany zamknął kolejną książkę. Od kilku godzin siedział w bibliotece, szukając czegoś, co dałoby mu jakiekolwiek informacje o poszukiwanym przez niego przedmiocie, pojawiających się zaklęciach oraz tym, że te, których powinien używać bez problemu, mu nie wychodzą. Albo chociaż o Komnacie Tajemnic, którą tak zainteresował się Riddle.
Odłożył gruby tom na półkę, po czym od razu rozpoczął poszukiwanie kolejnego, w nadziei, że może gdzieś uda mu się znaleźć coś przydatnego. Jak na razie jego poszukiwania były całkowicie bezowocne, a z każdą mijającą minutą stawał się jeszcze bardziej zdenerwowany.
Przejrzał już ponad setkę książek, a wciąż nie wpadł na nic, co przykułoby jego uwagę.
Jego spojrzenie powędrowało w stronę Działu Ksiąg Zakazanych. Najciekawsze tomy kryły się właśnie tam, a żeby móc cokolwiek stamtąd wziąć, potrzebował zgody nauczyciela. Owszem, gdyby zapytał Slughorna o zgodę, ten pewnie nawet nie zapytałby, czego szuka, tylko bez problemu dał pozwolenie.
Stukał paznokciami w stół, sprawdzając jeszcze, czy nie ma nikogo w okolicy. Kilka regałów dalej krzątało się kilku Gryfonów, wybierających książki potrzebne im do odrobienia zadań. Poza nimi w bibliotece była jeszcze tylko pilnująca jej bibliotekarka, która nie zwracała na niego większej uwagi po tym jak powiedział jej, że szuka tylko informacji na zajęcia historii magii.
Dyskretnie wyciągnął z kieszeni różdżkę, upewniając się przy tym dziesięć razy, że nikt na niego nie patrzy. Położył ją obok siebie na stole, czekając na odpowiedni moment. Najpierw musiał pozbyć się Gryfonów, wiecznie rujnujących plany.
Nie mógł zrobić tego, co sprawiłoby mu przyjemność, czyli zadrwić z nich i spróbować wygonić jak najdalej, bo to tylko przyciągnęłoby ich uwagę. A tego nie chciał. Więc musiał przeciwstawić się swoim żądzom.
– Gryffindor! – zawołał do nich. Nie wiedział, jak którekolwiek ma z nich na imię, a jakoś zawołać ich musiał. Gdy obrócili się i spojrzeli niego, mówił dalej: – Skoro już tu jesteście, może się przyłączycie? Miejsca nie brakuje. – Wskazał wolne krzesła wokół siebie, wymuszając przyjazny uśmiech. – W grupie jest raźniej.
Cała grupa spojrzała na niego, jakby właśnie im powiedział, że zjadł na śniadanie szczeniaka. Pewnie myśleli, że za mocno uderzył się w głowę i oszalał. Wymienili między sobą kilka krótkich zdań, których Baz nie mógł usłyszeć, a potem szybko się ulotnili.
Wszystko poszło zgodnie z planem. Co może być gorszego od okrutnego Ślizgona? Miły Ślizgon. Jeśli kiedykolwiek żyli jacyś z tego gatunku, już dawno wyginęli.
Odprowadził ich wzrokiem do wyjścia. Gdy tylko zniknęli mu z oczu, po raz ostatni rzucił okiem na bibliotekarkę. Stała do niego tyłem, układając książki na półkach.
Oplótł palce wokół różdżki i uniósł ją o kilka centymetrów.
Deglacio.
Tak samo jak poprzedniego razu Wielka Sala, biblioteka pokryła się lodem. Bibliotekarka zamarła z ręką w górze, zaledwie kilka centymetrów od książki, którą chciała wziąć. Regały również zamarzły, a nienaruszone zostały tylko książki. I on. Tak jak tego chciał.
Skoro wszystko zamarzło, nikt mu nie przeszkodzi w szperaniu w Dziale Ksiąg Zakazanych. Jeśli zaklęcie wyszło tak samo jak wcześniej, cały zamek stał się martwy, zatrzymany w czasie. Nawet w przypadku, gdyby jakaś książka zaczęła krzyczeć, co się czasami zdarzało, nikt tego nie zauważy. Będzie bez winy. Bez świadków. Bez dowodów.
Wstał z krzesełka i podszedł do pożądanego miejsca, nie spiesząc się. Przeszedł ponad sznurem i zaczął się rozglądać. Że też wcześniej nie wpadł na ten pomysł. Zaoszczędziłby tak wiele czasu, straconego na nic nie warte lektury, w których i tak wiedział, że nic by nie znalazł.
Przesuwał palcem po grzbiecie każdej po kolei książki. Niektóre z nich miały tytuły, większość jednak z czasem wyblakła albo była w nieznanym mu języku. Każda z tych książek skrywała coś, co było dla niego zakazane, o czym wiedzieć nie powinien. Księgi czarnomagiczne, informacje o truciznach, zakazanych zaklęciach i przedmiotach. Najciekawszy dział biblioteki stał przed nim otworem, a on miał tyle czasu na przeglądanie go, ile tylko zapragnął.
Zaklęcie zamrażające okazało się całkiem przydatne.
Wybrał zielony tom, wyróżniający się wśród wszystkich beżowych, brązowych i czarnych. Wyglądał na oprawiony w skórę węża. Gładkie łuski w kształcie deltoidów pokrywały całą okładkę. Nie było na niej żadnego napisu, żadnego autora ani tytułu.
Ostrożnie ją otworzył, spodziewając się w środku jakiejś niespodzianki. Jakże ogromne było jego zdziwienie, gdy okazało się, że nie było tam niczego. Dosłownie niczego. Jego oczy wędrowały po pustych stronach, na żadnej z nich nie było zapisane ani jedno słowo.
Na pierwszy rzut oka zdawała się być bezwartościowa, bo przecież co w Dziale Ksiąg Zakazanych robiłby tom, w którym niczego nie ma? Nie mógł wylądować tam przez przypadek.
Spakował książkę do swojej torby, by spokojnie ją później przejrzeć i móc kontynuować poszukiwania.

***

Wyszedł z biblioteki niecałe dwie godziny później, rzucając na odchodnym Ardento. Wszystko wróciło do życia, a on niepostrzeżenie wyciągnął z biblioteki zakazaną księgę. Gdyby ktokolwiek to zauważył, miałby zagwarantowany szlaban.
Był z siebie dumny i szedł uśmiechnięty, dopóki w połowie drogi nie spotkał jednej z wielu osób, których najchętniej raz na zawsze by się pozbył.
– Jak leci, Avery? –rzucił, zbliżając się do niego. Stał mu na drodze, stojąc na środku korytarza, stanowiącego najszybszą drogę do ich pokoju wspólnego.
– Daruj sobie, Oullette – warknął tamten. – Gdzie byłeś?
Odczekał chwilę z odpowiedzią, zastanawiając się, dlaczego w ogóle rozmawia z Averym.
– Nie żeby był to twój interes, ale siedziałem w bibliotece. Bo jak powinieneś wiedzieć – Zrobił krótką pauzę, żeby jego słowa lepiej dotarły do Avery’ego – niektórzy są tutaj po to, żeby się uczyć. A ja, w przeciwieństwie do niektórych, posiadłem umiejętność czytania, więc zamierzam z niej korzystać. Też powinieneś spróbować.
– Idź do diabła.
Mierzyli się wzrokiem, a napięcie między nimi tylko rosło w siłę. Wieczni rywale, chociaż powinni się wspierać, skoro są w tym samym domu, tak jak to było w trzech innych. Ale Slytherin nie był jak reszta. Ślizgoni ze sobą konkurowali, knuli, szukali zemsty. Jedynym, czego potrzebowali, był lider, którego funkcję aktualnie pełnił Riddle, trzymający ich w ryzach.
– Pozdrowię go od ciebie – mruknął, wymijając Avery’ego.
Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i zacząć przygotowania do następnego dnia. Dnia, w którym miał się spotkać z rodzicami i przekonać ich, że nic mu nie jest i nie będzie.
Zostawił martwienie się ich przyjazdem na ostatnią chwilę, myśląc, że bez problemu znajdzie jakąś wymówkę, a jeśli nawet nie, to przecież powinien przemówić do nich fakt, że Hogwart to bezpieczne miejsce, ba, jedno z najbezpieczniejszych na całym czarodziejskim świecie. Tylko on stanowił w nim zagrożenie, ale tylko dla osób, które na to zasłużyły. Jak na przykład Marion. Albo Lucian.
Została mu cała noc na wymyślenie odpowiednich argumentów, które dotrą do jego rodziców i dają radę ich przekonać. Szykowała się długa i męcząca noc.
Mijał innych uczniów, czasem trącając ich ramionami, nawet nie zwracając uwagi na ich obecność. Im szybciej dotrze na miejsce, tym lepiej. Będzie miał więcej czasu na robienie swojego.
Szybko przemknął przez pokój wspólny, kierując się od razu do siebie. Ktoś próbował go zaczepić, ale całkowicie to zignorował, nawet nie zatrzymując się, by sprawdzić, kto to był. Niespecjalnie go to interesowało.
Zatrzasnął za sobą drzwi i uśmiechnął do siebie, jak tylko zauważył, że jest sam. Tom musiał być czymś zajęty. Od razu polepszył mu się humor. Od listy obowiązków na odchodziło mu teraz użeranie się z Riddle’em.
Rzucił torbę na łóżko, zdjął z siebie czarną szatę i sam również położył się na łóżku. Wpatrywał się w ciemny sufit. Nad nim znajdowało się jezioro. Podobno miejsce było bezpieczne, a woda nie przeciekała, ale za to tworzyła na suficie różnorakie wzorki. Krople układały się w pasy, pętle czy też serpentyny. Ten widok zawsze go uspokajał. Był to jeden z kilku plusów bycia Ślizgonem. Przed snem zawsze wpatrywał się w wędrujące po suficie kształty, które nigdy nie były takie same, niczym płatki śniegu, czekając na moment, gdy jezioro stanie się zbyt wielkim ciężarem, a woda spadnie i zaleje ich wszystkich.
Wyciągnął z torby książkę i po raz kolejny się jej przyjrzał. Łuski połyskiwały nawet w ciemności jego pokoju. Otwarł ją na pierwszej stronie, która wciąż była pusta. Kartki wyglądały na nienaruszone, chociaż księga z pewnością leżała na półce od lat. Ani jedna nie pożółkła, żadna nie została wyrwana. Księga była w nienaruszonym stanie.
Czy był jedynym, który zwrócił na nią uwagę?
Dotknął różdżką kartki i wyszeptał:
Aperacjum.
Zaklęcie miało odkryć ukrytą treść, pokazać mu, co kryje się na pustych stronach. Ale nic się nie stało. Kartki wciąż pozostały puste. Ile razy próbował, tyle razy nic się nie działo. Nie był pewien czy to przez jego problemy z magią, czy przez to, że naprawdę tam niczego nie było albo zostało ukryte w inny sposób.
Spróbował z piórem. Napisał na pierwszej lepszej stronie swoje imię. Przez kilka sekund napis pozostał na kartce, lecz chwilę później wyblakł, a litery wsiąknęły, nie pozostawiając żadnego śladu. Przypomniało mu to o Ardento i Deglacio, sposobie w jakim się pojawiały i znikały. Wyglądało to podobnie, ale nie sprawiało mu bólu. Nie wiedział, jak czuła się książka, ale wątpił, by ją to bolało.
Odrzucił ją na bok. Później wróci do rozgryzania tej zagadki, a teraz musiał zająć się czymś innym. Zrobił w myślach listę argumentów za pozostaniem w Hogwarcie i zaczął robić selekcję, które z nich są najważniejsze.
Po pierwsze, bezpieczeństwo. Gdy skończył jedenaście lat, wysłali go do tej szkoły, bo uznali, że to dla niego najbezpieczniejsze miejsce. Tak samo było przez kilka kolejnych lat, aż w końcu mówią mu, że ma wracać do domu, co było całkowicie nielogiczne. Skoro uważali, że tam będzie najbezpieczniejszy, to co mu z jakiegokolwiek innego miejsca? Tam nie będzie miał równie silnej ochrony.
Nie mógł pominąć także kwestii nauki. Jeśli nie będzie uczęszczał do szkoły, gdzie zdobędzie edukację? Wątpił, by wysłali go do innej szkoły, a w domu, nawet mając ogromną bibliotekę, nie nauczy się tyle, co w Hogwarcie, przy pomocy nauczycieli.
Mógł również wspomnieć o przyjaciołach, że będzie za nimi tęsknił, a oni za nim, chociaż dobrze wiedział, że to nieprawda. Jako tako tolerował Riddle’a, a reszta tylko przeszkadzała. Chętnie by się od nich oderwał, a oni od niego, ale rodzice nie musieli o tym wiedzieć. Już i tak powtarzali, że zadawanie się z Riddle’em źle na niego wpływa, co puścił mimo uszu.
Pomyślał jeszcze o kilku innych sprawach, takich jak to, że jeśli będzie z rodzicami, a skoro nie jest bezpieczny, to tym samym niebezpieczeństwo spadnie również na nich, a tego nie chciał. Rodzina zawsze stawała u niego na pierwszym miejscu, chociaż czasami miał wątpliwości, czy powinna.
Przemyślenia przerwał mu cichy odgłos otwierających się drzwi. Do środka wśliznął się Riddle z dumnym uśmiechem na ustach. Baz wiedział, że jest coś, czym chce się pochwalić i tylko czeka na pytanie.
– Co jest? – zapytał, wiedząc, że nawet gdyby tego nie zrobił, i tak poznałby odpowiedź.
Riddle usiadł na skraju swojego łóżka, opierając się z tyłu rękami na materacu.
– Poczytałem trochę i udało mi się znaleźć kilka ciekawych informacji na temat Komnaty. W środku siedzi Bazyliszek, ogromna kreatura, tylko czekająca na uwolnienie. Stanę się jej panem – powiedział z determinacją. Miał szalony wzrok, jakby nie spał od kilku dni, wciąż szukając czegoś o Komnacie. – Wiesz, co to znaczy?
Nie i ani trochę mnie to nie interesuje, chciał odpowiedzieć, ale się powstrzymał. Zamiast tego rzucił krótkie:
– Co?
– Będę miał władzę… przewagę. Bazyliszek zrobi, cokolwiek mu każę.
Bazyliszek. Król węży. Był jednym z najgroźniejszych stworów, a Riddle chciał zostać jego panem. To nie mogło zakończyć się dobrze. Baz nie mógł pokazać, że obawia się konsekwencji tego planu. Nie mógł okazać słabości, by nie stracić w oczach Toma. To właśnie Tom powinien obawiać się konsekwencji. Jeśli coś poszłoby nie tak, musiałby pożegnać się z ukochaną szkołą.  
– Nie wiem, czy to dobry materiał na pupila. Powinieneś to jeszcze przemyśleć – doradził mu, sięgając znów po pustą księgę. Ten ruch rozproszył Riddle’a.
– Co to? – zapytał, wskazując trzymany przez Basila przedmiot.
– To? – Uniósł książkę wyżej, aby współlokator mógł ją lepiej zobaczyć. – Sam chciałbym wiedzieć. Jest pusta, ale kiedy chcę coś napisać, to tusz wyparowuje.
Tom zmarszczył brwi i wyciągnął rękę w stronę Francuza. Baz rzucił mu przedmiot. Kartki przewracały się w locie, ale żadna nie ucierpiała. Tom złapał książkę i  zaczął przeglądać strony, jak to wcześniej zrobił Baz.
Francuz oparł głowę na poduszce, czekając na jakieś słowa od Riddle’a. Miał cichą nadzieję, że tak naprawdę coś było tam napisane, ale on po prostu był za mało spostrzegawczy i tego nie dostrzegł, choć wiedział, że nie mogła to być prawda. Uważnie obejrzał każdą po kolei stronę, szukał ukrytych słów, sklejonych kartek, ale tam nie było niczego.
– Wybieram się jutro do Hogsmeade, chcesz coś? – spytał Toma po kilku minutach ciszy. Oznaczała ona, że albo coś znalazł i bardzo go to zaciekawiło, albo też nic nie zobaczył.
– To jeszcze nie czas na weekendowe wyjścia – zauważył Riddle. Wciąż nie odrywał wzroku od książki. – Nielegalne wyjście?
– Coś w tym stylu. Mam sprawę do załatwienia –odpowiedział krótko. – To chcesz coś?
Riddle pokręcił głową.
W ciągu całego swojego pobytu w tej szkole udało mu się odnaleźć dwa tajemne przejścia do Hogsmeade. O jednym z nich wiedział jeszcze Tom, ale drugie zostawił wyłącznie dla siebie. Czasem wymykał się na małe zakupy przed Ślizgońskimi imprezami. Był dostarczycielem towaru, a reszta domu wciąż nie wiedziała, jak on to robi. Wielokrotnie był przez to śledzony, ale doszedł do wprawy w ukrywaniu się przed natarczywymi osobami.
Nieco obawiał się spotkania z rodzicami. Oullettowie byli dobrymi ludźmi, dbali o niego, byli rodziną, o jakiej wielu mogło tylko marzyć, ale zdarzało się, że posuwali się o krok za daleko, gdy czegoś chcieli i ciężko było zmienić ich zdanie na dany temat. A teraz chcieli jego powrotu do domu.
Spojrzał na Riddle’a, by sprawdzić, jak mu idzie z książką. Uważnie przypatrywał się przedmiotowi i pustym stronom, jakby to miało sprawić, że coś się na nich pojawi.
– Próbowałeś na niej swoich zaklęć? – spytał Tom, podnosząc głowę.
– Myślisz, że to coś da?
– Warto spróbować.
I tak zrobił. Na pierwszy ogień poszło Ardento, a gdy nic się nie stało, nawet się nie rozgrzała, użył Deglacio. Znów to samo. Żadnego efektu. Nie działały na nią zaklęcia? Coraz bardziej interesowało go, dlaczego wylądowała w Dziale Zakazanym.
Otworzył ją na środku, licząc na to, że coś się pojawiło, ale wciąż świeciło pustkami. Im częściej zaglądał, tym bardziej sfrustrowany się robił. Coś musiało w niej być, ale co? Tego chciał się dowiedzieć.
I wtedy przysiągł sobie, że nawet, jeśli będzie zmuszony wrócić do domu, odkryje, co jest w tej książce. Ten wewnętrzny głosik znów się odzywał, mówiąc, że tam jest coś ważnego. Dowie się, co. Za wszelką cenę.

***

Po raz ostatni poprawił swój strój, przyglądając się w lustrze, czy aby na pewno wszystko wygląda nienagannie. Nie mógł spotkać się z rodzicami, nosząc pogniecioną koszulę albo mając źle ułożoną fryzurę. Musiał pokazać się z jak najlepszej strony. Wyglądać jak najlepiej, nawet kiedy czuje się najgorzej – to było ich rodzinne motto, którego trzymał się od dziecka.
Jeszcze raz przeanalizował w myślach, co miał im powiedzieć. Jeśli miało mu się powieść, nie mógł się nawet zająknąć. Jakikolwiek błąd nie wchodził w grę. Musiał być pewny siebie i wiedzieć czego chce, inaczej nawet go nie posłuchają.
Wiedział, że matka ma miękkie serce i pewnie bez problemu zgodziłaby się na cokolwiek by sobie nie zażyczył, ale z jego ojcem sprawa się komplikowała. Musiał go przekonać, jak bardzo jest to dla niego ważne i ile straci, wyjeżdżając.
Ale najpierw dowie się, co tak naprawdę mu zagraża. Przypuszczał, że chodzi o zaklęcia, ale nie miał pewności. Jeśli chodziło o coś innego? Czy mógł czyhać na niego jakiś inny wróg? O co mogło im chodzić? Tak, na początku musi wydobyć z nich, co przed nim ukrywają.
Mrugnął dwa razy i spojrzał jeszcze raz na swoje odbicie. Wszystko było dobrze dopóki nie dostrzegł na swojej białej koszuli plamki krwi. Plamki, która zaczęła się powiększać.
Pół sekundy później poczuł, jakby ktoś ciął sztyletami po jego klatce piersiowej, chociaż nic go nie dotykało. Ból przeszywał całe jego ciało, a krwi było coraz więcej.
Szybko rozpiął guziki koszuli i niedbale rzucił ją na podłogę. Mógł zobaczyć, co stało się na jego piersi. Precyzyjnie wycięte litery układały się w krwawy wyraz:
Feritagre. 


No hej. Miałam skończyć rozdział wczoraj, ale zaczęłam przeglądać zdjęcia kostiumów dinozaurów i trochę mi nie wyszło. Zaczyna robić się krwawo!! Będzie super!! 

5 komentarzy:

  1. Ta sztuka poznawania nowych zaklęć jest odrobinę bolesna.
    Hej, to jak Baz wykorzystał Deglacio to swoich celów było genialne! Pomysłowe, sprytne, prawdziwie ślizgońskie. Poza tym, to jak próbował udawać miłego było urocze xDD
    Z kolei dziwi mnie, że próbował normalnych zaklęć na tej księdze z działu ksiąg zakazanych. Przecież już ustalił, że nie działają, tak?
    Uwielbiam obsesję Toma na temat Komnaty Tajemnic. (A komentarz bez zachwycania się Tomem to nie komentarz.)
    Spotkanie z rodzicami na pewno będzie udane, prawda? Mam nadzieję, że tylko zdąży się przebrać.
    Weny i ziemniaków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czego się nie robi dla zostania super duper utalentowanym czarodziejem.
      Oczywiście, Baz potrafi być uroczy, jeśli tego potrzebuje. Bycie miłym nie jest łatwe dla osób, które na co dzień tego unikają. Może wyjść... Dość pokracznie. No cóż.
      Nawet jeśli w rozdziale nie będzie Toma, to wziąż dasz coś o nim w komentarzu, prawda? XDD
      Będzie cudownie. Pięknie. Po co się przebierać? Z białej koszuli zrobiła się czerwona, elegancko. Idealna na spotkanie z rodzicami.
      Wzajemnie!

      Usuń
  2. Komentarz Adrianny bez Toma to nie komentarz, natomiast mój komentarz nie może obyć się bez mojego światopoglądu. Ale tu nie mam co się martwić. Chyba...
    Na kim Basil tym razem wypróbuje zaklęcie? Może na Lucianie? XD
    Niech Tom pomyśli nad Pokebalem dla Bazyliszka. "Bazyliszek, wybieram cię!".
    Nie wiem czy uda mi się skomentować dzisiaj coś jeszcze, ale już jestem na dobrej drodze xD
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bądź tak miła i zamknij swój światopogląd w klatce.
      Miałby marnować dobre zaklęcie na Luciana? Proszę cię.
      Dasz radę!

      Usuń
  3. Chciałbym umieć takie Deglacio. xDD Szkoda, że Avery wychodzi na cipeusza, noale trudno.

    OdpowiedzUsuń