wtorek, 23 maja 2017

Listy

Wrócić do domu.
Te trzy słowa w kółko rozchodziły się echem w jego myślach. Cały świat ucichł, nie dobiegał do niego żaden odgłos z zewnątrz. Były tylko te trzy słowa. Słowa, z których jeszcze niedawno by się ucieszył, lecz teraz zdawały się być wyrokiem. Czuł się niczym skazaniec, słyszący o swojej karze.
Będąc w pierwszej klasie, potrafiłby zabić, by tylko otrzymać wiadomość, że musi wrócić do Francji, ale teraz… Ten czas dobiegł końca. Miał w Hogwarcie sprawy do załatwienia, a powrót do domu tylko pokrzyżowałby mu plany. Nie, nie mógł do tego dopuścić.
– Nie – powiedział, unosząc głowę i spoglądając z determinacją w oczach na dyrektora. – Nie wrócę. Mogę się z nimi spotkać, ale jeśli chodzi o dłuższy pobyt w domu, to się nie zgadzam. Edukacja przede wszystkim, czyż nie, dyrektorze?
Dippet trzymał w dłoni kawałek papieru. Basil domyślił się, że to właśnie musiał być list od jego rodziców. Wyciągnął rękę w kierunku profesora, jednocześnie posyłając mu pytające spojrzenie. Impuls podpowiadał mu, by wyrwał staruszkowi kartkę z rąk, natomiast głos rozumu kazał zachowywać się taktownie, bo przecież nie chciał stracić na swoim dobrym wizerunku u nauczycieli, a tym bardziej dyrektora.
– W kopercie znajdowały się dwa listy. Jeden zaadresowany do mnie, z prośbą o pozwolenie ci na powrót do domu, a drugi jest do ciebie, Basilu. – Podał mu kartkę. Basil od razu rozpoznał cienki, niemal przezroczysty papier, pachnący tak dobrze mu znanym zapachem lawendy. Pachnący domem. – Nie czytałem go, oczywiście. Twoi rodzice muszą być ogromnie zaniepokojeni z jakiegoś powodu. Niestety, nie podali w liście, dlaczego chcą twojego wyjazdu.
Przejechał wzrokiem po zapisanych na kawałku papieru słowach. W całości został napisany po francusku. Liczne zawijasy i nienaganne pismo wskazywało na to, że napisała go jego matka. Z każdym kolejnym słowem rozumiał coraz mniej.

Najdroższy Basilu,
Pisanie tego listu sprawia mi nie lada trudności. Jest jednak coś, o czym powinieneś wiedzieć, a co wraz z ojcem ukrywaliśmy przed tobą przez te wszystkie lata. Żyliśmy nadzieją, marzeniem, że wszystko okaże się nieprawdą. Tak się nie stało.
 Dowiedzieliśmy się o twojej wizycie w skrzydle szpitalnym. Jeśli nasze obawy, dotyczące tego, co się z tobą dzieje, okażą się prawdą… Nawet nie chcę o tym myśleć.
Musimy spotkać się jak najszybciej. Nie mogę opisać ci wszystkiego w liście, to zbyt ważne.
Razem z ojcem uważamy, iż powrót do domu byłby dla ciebie najbezpieczniejszy. Jeśli rzeczywiście coś się dzieje, nawet w Hogwarcie nie będziesz bezpieczny.
Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by cię ochronić,
Mère

Powrót do domu byłby najbezpieczniejszy? Hogwart uchodził za jedno z najbezpieczniejszych i najlepiej chronionych miejsc na całej Ziemi, jego dom? Owszem, posiadłości broniło kilka zaklęć, przez które mogą swobodnie żyć, nie martwiąc się mugolami, zwiedzającymi piękno Prowansji. Odstraszały ich, a Oullettowie mieli spokój. Dom chroniony był również przed niechcianymi gośćmi, ale gdyby ktoś się uparł i naprawdę chciał dostać się do środka, z pewnością znalazłby na to sposób.
Skoro w Hogwarcie nie jest bezpieczny, to gdzie będzie? Czy istniało takie miejsce? I najważniejsze… Przed czym chcieli go ochronić? Czy chodziło o pojawiające się zaklęcia? Nie, nie mogą o tym wiedzieć, starał się przekonać sam siebie. Chciał wierzyć, że to prawda, że nie wiedzą, co naprawdę się z nim dzieje i chodzi o coś innego. Jeśli rzeczywiście okazałoby się to być czymś innym, to miał kolejny problem. Nowa przeszkoda, krzyżująca mu plany.
W myślach wykreował mu się pomysł, dzięki któremu nie musiałby ruszać się za daleko od Hogwartu, i który, jeśli się powiedzie, pozwoliłby mu na pozostanie w szkole. Zostało mu tylko zdobyć odpowiednie informacje, a następnie lekko nagiąć prawdę. Typowy dzień dla Ślizgona.
– Jeśli chcą ze mną rozmawiać w cztery oczy, niech tu przyjadą. Niech przyjadą do Hogsmeade. Zgodzi się pan na moje spotkanie z nimi w Hogsmeade, prawda?
Wzrok Dippeta zdawał się przeszywać go na wylot. Wwiercał się w jego duszę, próbując odgadnąć jego myśli i intencje.
– Uważam, że powinieneś im odpisać, Basilu, dowiedzieć się, o co chodzi. Wiedza jest istotna. Dowiedz się, dlaczego chcą twojego powrotu i dokonaj decyzji. Twoja przyszłość zależy tylko i wyłącznie od ciebie, chłopcze.
– To właśnie tutaj miałem być bezpieczny… Nawet nie wiem przed czym. Dlaczego uważają, że nie jestem tu dłużej bezpieczny? – zapytał ostrym głosem, jakby Dippet był winny temu, co się działo. Może i był. Zrzucenie na niego winy zdawało się Basilowi przyzwoitym pomysłem.
– Oni znają odpowiedź na to pytanie – odezwał się już nieco zmęczonym głosem Dippet. – Jako dyrektor uważam, że w Hogwarcie nie ma niczego, co groziłoby twojemu życiu.
Potaknął, odrywając wzrok od listu. Już wiedział na pewno, że nie zastosuje się do poleceń i zostanie w Anglii, karmiąc starych Oulletteów kłamstwami, że wszystko u niego w porządku i nie dzieje mu się krzywda. Zaklęcia nie były dla niego krzywdą, każde z nich stanowiło okazję, a on musiał tylko czekać na odpowiedni moment, by z nich skorzystać. Jedną z takich okazji było zaprowadzenie Marion na spotkanie Klubu, na które, z oczywistych przyczyn, nie dotarła.
Skoro już był w gabinecie dyrektora, mógł się chociaż trochę rozejrzeć. Dyskretnie, ale wystarczająco.
Na pierwszy rzut oka, w pomieszczeniu nie znajdowało się nic godnego uwagi, a jednocześnie wiele ciekawych rzeczy, jak myślodsiewnia czy różnorakie instrumenty. Na pozór żadna z tamtych rzeczy nie wydawała mu się interesująca, ale wiedział, że gdzieś na pewno znajdzie coś, co będzie mógł wykorzystać do swoich celów.
A jeśli już widział, może nawet miał w rękach, przedmiot, o którym mówił wcześniej Dippet? Jeśli jest to jeden z leżących tam instrumentów? Przyjrzał się dobrze każdemu z nich na tyle, na ile mógł, siedząc po drugiej stronie pomieszczenia.
Nie, pomyślał. Jeśli to coś ważnego, Dippet, nawet będąc niezbyt zorganizowanym, nie zostawiłby tego na widoku. Znów coś mu podpowiadało, że powinien tam szukać, a w tym samym czasie mówiło, że tego tam nie znajdzie. Może trafi na jakąś podpowiedź?
– …Basilu? – Głos dyrektora wyrwał go z zamyślenia. Na powrót skupił się na konwersacji.
– Mógłby pan powtórzyć pytanie? – zapytał, prostując się na krześle. – Jestem nieco przytłoczony całą tą wiadomością.
Oczy Dippeta zwęziły się, szukając fałszu w jego słowach. Nie znalazły go.
– To zrozumiałe. To już twój piąty rok tutaj. Zdążyłeś się przywiązać – Basil powstrzymał się przed skrzywieniem się z odrazą, słysząc ostatnie słowo. – Masz tu przyjaciół. Niełatwo będzie ci przystosować się do zmiany środowiska, kiedy tyle w tym miejscu przeżyłeś.
– Naprawdę nie chcę stąd wyjeżdżać – wyrwało mu się.
Sam siebie zaskoczył tymi słowami. Nie planował powiedzenia tego, przyznania się do tego, że nie chce opuszczać tego miejsca. Może i w głębi serca wciąż nie przepadał za Hogwartem i większością uczniów i nauczycieli, ale coś trzymało go w tym miejscu i nie chciało wypuścić. Czy z Tomem było tak samo? Basil wiele razy musiał wysłuchiwać, jak bardzo zachwala on szkołę i wszystkich jego narzekań, kiedy zostawał zmuszony do wyjazdu na wakacje.
Hogwart zajmował specjalne miejsce w jego sercu. Nienawidził tego miejsca, Anglii, a jednocześnie ją kochał. Nie tak mocno jak rodzinną Francję, ale kochał. Wiecznie narzekający i rozmawiający o pogodzie Anglicy przyprawiali go o mdłości, aczkolwiek stanowili miłą odmianę od tych wszystkich towarzyskich i optymistycznych Francuzów. Może przez te wszystkie lata spędzone wśród wrogów, przejął od nich część obyczajów?
Francuz zaczynał zachowywać się jak Anglik i ani trochę mu się to nie podobało. Musiał zacząć się pilnować.

***

Potrzebował chwili w samotności. Wiele różnych myśli kłębiło mu się w głowie. Niewielka jego część cieszyła się, że życzenie zostało spełnione i powrót do domu właściwie zagwarantowany, ale to nie był odpowiedni moment. Ledwo rozpoczął się rok szkolny, a on już pakował się w kłopoty.
Wciąż nie rozumiał, o co chodziło rodzicom, dlaczego nagle zapragnęli go we Francji, a za morzem. Dowiedzieli się, że wylądował w skrzydle szpitalnym. Wiedzieli o nieszczęśliwym wypadku, w wyniku którego omal nie stracił ręki. Czy właśnie to uważali za wielkie zagrożenie?
Oparł się o drzewo i powoli zsunął się na trawę. Czuł jak materiał jego koszuli ociera się o korę, hacząc ją w niektórych miejscach. Wbił paznokcie w ziemię, brudząc sobie tym ręce. Czystość była w tej chwili najmniejszym z jego zmartwień.
Słońce, które jeszcze chwilę temu oświetlało mu twarz, zostało zasłonięte przez drobną damską sylwetkę. Przymrużył oczy, przyglądając się jej.
Gdyby stał wyprostowany, na pewno byłby wyższy od niej o przynajmniej półtorej głowy. Mimo wyglądu pierwszoklasistki, był przekonany, że jest w jego wieku lub co najwyżej rok młodsza. Starannie zawiązany krawat złożony z wzorku w niebiesko-brązowe pasy potwierdzał jej przynależność do Ravenclawu. Krukonka, która pewnie chciała zepsuć mu moment do przemyśleń, tylko tego mu brakowało.
Pochyliła się nad nim, przez co jej długie jasnobrązowe włosy poleciały do przodu, pchnięte powiewem wiatru, a Basil mógł poczuć ich różany zapach. Należał do zwolenników lawendy, ale ten zapach… spodobał mu się. Pierwszy raz w życiu podobał mu się zapach róż, a jednocześnie bardzo nie podobało mu się to, że tak się poczuł.
– Wypadło z twojej kieszeni – odezwała się, podając mu pióro, którym wcześniej przyozdobił twarz Luciana.
Wziął od niej przedmiot i na powrót włożył do kieszeni.
– Merci, fille.
– Du rien, mec – rzuciła, powoli odchodząc.
Wpatrywał się w nią, dopóki nie zniknęła mu z zasięgu wzroku. Był zaintrygowany. Nie dość, że rozumiała, co do niej powiedział, to jeszcze dobrze mu odpowiedziała. Osoba znająca jego język to rzadkość w Hogwarcie. Anglicy, zresztą Francuzi tak samo, nie lubili uczyć się języków obcych. To rodzice zmusili go do nauki języków, pewnie od dawna planując wysłanie go do tej szkoły.
Odrzucił od siebie myśl o dziewczynie. Nie miał czasu na przelotne romanse, tym bardziej, jeśli wkrótce nadejdzie dla niego czas opuszczenia szkoły. Na tym powinien się skupić, na zostaniu. Tworzenie nowych problemów bez rozwiązywania poprzednich było typowym zachowaniem dla Brytyjczyków, zawsze wszystko utrudniali. On, jako porządny Francuz, nie mógł dopuścić się takiego błędu. Najpierw należało pozbyć się jednej przeszkody, a dopiero potem zabierać się za kolejne.
Zamknął oczy, przykładając sobie palce do skroni.
Zastanawiał się, co napisać w liście do rodziców, by dali mu spokój. Zbyć ich w taki sposób, żeby przestali się zamartwiać.
Wyciągnął czystą kartkę z kieszeni, razem z przyniesionym przez Krukonkę piórem, i zaczął pisać, uważnie dobierając słowa.

Chère Maman,
Przez tyle lat razem z père powtarzaliście, że to właśnie tutaj będę najbezpieczniejszy. Skąd nagła zmiana? Co to za sekret?
Owszem, trafiłem do skrzydła szpitalnego. Nie macie się czym martwić, nic poważnego się nie stało. To tylko mały wypadek z zaklęciem, więcej się nie powtórzy.
Jeśli rzeczywiście macie mi coś ważnego do powiedzenia, spotkajmy się w Hogsmeade. Nie zamierzam wracać do domu, jeśli powód do tego nie będzie wystarczająco poważny. Jak dobrze wiecie, naukę stawiam na pierwszym miejscu.
Basileus

Wpatrywał się w napisaną wiadomość jeszcze przez chwilę, zanim zdecydował, że jest dość dobra i nadaje się do wysłania. Szybko przeszedł do sowiarni, nie napotykając po drodze żadnych przeszkód. Ostrożnie przywiązał wiadomość do nóżki swojej czarnej sowy, nie chcąc jej zrobić krzywdy.
– Świetnie – mruknął pod nosem, wypuszczając sowę do lotu.
Zostało mu tylko czekać na jej powrót z odpowiedzią. Przeciętne przelecenie z Hogwartu do domu i z powrotem zajmowało jej około trzech dni, przy dobrych wiatrach. Jeśli rodzice będą chcieli się z nim spotkać, prawdopodobnie będzie to dopiero za tydzień. Dawało mu to tydzień na dokładne przemyślenie wszystkiego.
Jeśli jego rodzice na coś się uparli, ciężko było zmienić ich zdanie na dany temat. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę i to właśnie stanowiło największy problem. Czy był bezpieczny, czy nie, nie miał zamiaru opuszczać Hogwartu dopóki nie znajdzie ukrytego przedmiotu, czymkolwiek on był.
Nie miał zamiaru się tak łatwo poddać.
Wychodząc z sowiarni natknął się na wyraźnie zdenerwowanego Toma, trzymającego Luciana za rękaw szaty. Blondyn próbował się wyrwać, szamotał się jak liść na wietrze, ale uścisk Riddle’a był zbyt silny.
Riddle pchnął Puchona do przodu. Stał on teraz dokładnie pomiędzy Basilem a Tomem. Pomiędzy dwoma Ślizgonami. Żadnemu z nich się to nie podobało, a najbardziej niekomfortowo czuł się ten stojący w środku. Spoglądał to na jednego, to na drugiego, spodziewając się ataku Ślizgonów.
– Nie widzisz, że łajza za tobą łazi? – warknął Tom, machając ręką na Luciana.
Basil skupił się na Lucianie, który właśnie z odrazą gładził swoją szatę, strzepując ślady dotyku Riddle’a. W tej samej chwili zauważył również, że na twarzy Puchona brakuje jego wcześniejszej pracy.
– Koleś – zwrócił się do blondyna, przeczesując dłonią włosy. – Nie możemy odłożyć tych podchodów na później? W tej chwili jestem trochę zajęty.
– Coś planujesz – odburknął tamten, nawet na niego nie spoglądając, co jeszcze bardziej go zirytowało.
– To jasne, że coś planuję. Cały czas coś planuję. Ty też w tej chwili planujesz, jak mnie złapać na planowaniu. Wszyscy coś planujemy. Więc – Minął Luciana, zahaczając przy tym swoim ramieniem o jego – daj mi planować w spokoju. Nie mam czasu na zajmowanie się tobą – mruknął, po czym odwrócił się ostatni raz i rzucił na Puchona klątwę swędzących uszu. Odejście bez wyrządzenia mu chociaż niewielkiej krzywdy za przeszkodzenie mu równałoby się z porażką.
Riddle zrównał z nim krok.
– Wszyscy chcą mi dzisiaj przeszkadzać?
– Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Baz – mruknął Tom.
Basil posłał mu wymuszony uśmiech.
– No tak, zapomniałem. Wszystko kręci się wokół ciebie.
Riddle prychnął, ale tego nie skomentował, jakby dając potwierdzenie tych słów.
– Co jest z tym gościem? – zapytał Tom, zmieniając temat.
Domyślił się, że jego towarzysz ma na myśli Luciana, znanego także jako Aktualny Wrzód Na Tyłku Basila. Chłopak zaczynał grać mu na nerwach, pojawiając się w najmniej odpowiednich momentach i osądzając go o coś, co rzeczywiście robi, a to było niedopuszczalne.
– Przyczepił się. Niezwykle wkurzający. Ciężko się go pozbyć. Masz może jakiś pomysł?
– Dziewczyny od ciebie uciekają, kiedy próbujesz je poderwać. Może na niego też podziała? – zaproponował Riddle.
Myśl o przymilaniu się do Luciana napawała go obrzydzeniem. Nie z powodu jego płci, nie, na to nie zwracał większej uwagi. Niekiedy osiągnięcie, zdobycie czegoś wymagało od niego użycia swojego ciała jako przynęty, a po pewnym czasie… Przestało go interesować. Jeśli miałby wybór, między na przykład wcześniej spotkaną dziewczyną, o której właściwie nic nie wiedział, a Lucianem, wybrałby dziewczynę. Za sam sposób bycia i denerwującą osobowość chłopaka.
I tak wszystko kończyło się tak samo – Basil po kilku dniach, a czasem nawet szybciej, rzucał daną osobę. Związki nie były dla niego. Zaangażowanie emocjonalne wymagało zbyt wiele uwagi, trzeba było poświęcać czas na spotkania i chociaż sprawiać wrażenie zainteresowanego, co w jego przypadku nie należało do rzeczy łatwych.
Jedynym, co się dla niego liczyło, kiedy ewentualnie zaczynał jakiś związek, to to, czy coś na tym zyska. Jeśli odpowiedź na to pytanie była przecząca, od razu się wycofywał.
– Mógłbyś też zrobić z nim to samo, co z Marion – dodał Tom po chwili, na co Basila przeszły ciarki.
– Co do niej… Słyszałeś coś na jej temat, ‘Mas?
– Zauważyli, że jej nie ma, ale nie chcą siać paniki. Pewnie najpierw chcą porozmawiać z jej rodziną i sprawdzić czy nie uciekła, zanim rozpoczną poszukiwania.
Byli już prawie przy wejściu do budynku, gdy Tom rozejrzał się to na jedną stronę, to na drugą. Upewniał się, że są sami i nikt nie zdoła ich usłyszeć. Zatrzymał się, zadając Basilowi pytanie, którego ani trochę się nie spodziewał:
– Słyszałeś kiedyś o Komnacie Tajemnic? 

Dzisiejszy rozdział to właściwie tylko 5/6 rozdziału. Close enough? Ciężko się go pisało i dzieje się tu nie do końca to, co było zaplanowane. Sorry not sorry. 

5 komentarzy:

  1. Jak ja mogłam zapomnieć o Komnacie Tajemnic, eh.
    Uwielbiam, jak Lucian stał się częścią tego opowiadania, to prawie jak ziemniaki. (Prawie.) Dyskusja Toma i Baza na jego temat była piękna, czekam na rozwój wydarzeń!
    Baz postawił się swoim rodzicom? Łał, jak na arystokratę to trochę dziwne. Ale chyba dobrze zrobił, tak myślę.
    Jestem ciekawa, czy oni wiedzą o tych zaklęciach, no bo o co innego może im chodzić? Więcej tajemnic?
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłaś. Tym bardziej, że cała jedna książka kręci się wokół niej.
      Ta, Lucian z postaci, która miała pojawić się raz i nie wracać, został stałym bywalcem. Puchoni do boju!
      Tajemnic nigdy za dużo.
      Tobie również!

      Usuń
  2. Siemaneczko!
    Spóźniona jak zawsze, ale jestem.
    Mój światopogląd nie musi obawiać się tej historii c'nie? Nie skazuj mnie na to. Chociaż przelotny romans z Lucianem... mogłoby być ciekawie.
    Czy ta Krukonka to ta, o której myślę że ta? Xd
    Wybacz, że tak krótko, ale mam do napisania dużo komentarzy xD
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z twoim światopoglądem będzie dobrze, nie bój się. Nie zrobię Ci tu tego.
      Romas z Lucjanem. To brzmi źle. Mogłoby być ciekawie?? :)))))
      Co do krukonki, możliwe. Okaże się później.
      Zostało Ci kilka!
      Wzajemnie!

      Usuń