sobota, 11 listopada 2017

Ukryty Dział

Oczywiście, że próba otwarcia przejścia tym samym zaklęciem, dzięki któremu tam wszedł, się nie powiodła. Czego on się spodziewał? To przecież ukryte pomieszczenie, a wyjście z takiego zawsze jest o niebo trudniejsze niż dostanie się tam.
Mimo, że korona niezwykle go kusiła, to pierwszym, co zrobił, było zbadanie regału – wejścia. Wyglądał niemalże tak samo, jak po drugiej stronie. Różnił się jedynie książkami, jakie zostały na nim położone i był nieco bardziej zakurzony. Każda z książek, ustawionych tam, wyglądała na cenną i jedyną w swoim rodzaju. Basil nigdy wcześniej nie widział na oczy żadnego z tych egzemplarzy, a spędził sporą część swojego życia na przeszukiwanie bibliotek wzdłuż i wszerz. Przede wszystkim, każda z tych książek wyglądała na niebezpieczną.
Jego wzrok przyciągnął gruby tom, znajdujący się na najwyższej półce. W przeciwieństwie do innych, leżał na półce bokiem, a wygrawerowane na grzbiecie złote litery układały się w słowo: „Ciemność”. To nie mógł być przypadek. Czy to właśnie ciemność zwabiła go do tego pomieszczenia, żeby odnalazł tę książkę? Co się stanie, gdy jej dotknie? Gdy ją otworzy? Ciekawość zżerała go od środka.
Chociaż czuł gdzieś głęboko w swojej duszy, że nie powinien jej ruszać, to i tak to zrobił. Spodziewał się, że gdy jego ręce zetkną się z przedmiotem, książka magicznie wyparuje albo zostanie na niego rzucona jakaś klątwa, jak wcześniej na jego matkę. Zastanawiał się, co właściwie się stało, że rzucono na kobietę klątwę. Nigdy mu tego nie wyjaśniono, a jego rodzice nie wyglądali na skorych do rozmowy na ten temat.
Nic się nie stało. Po prostu wziął książkę bez żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Jak większość bardzo starych książek, jej okładką był kawałek skóry (możliwe, że ludzkiej, Basil nie znał się na tyle dobrze na skórze, żeby mieć pewność) ze starannie wypisanymi na niej literami. Poza napisem na grzbiecie, był jeszcze jeden taki sam z przodu.
– Ciemność – mruknął pod nosem i otwarł powoli książkę. – Zobaczmy, co się w niej kryje.
 Zmarszczył brwi, widząc czarne kartki. Zwykle strony książkach były białe albo żółte, jeszcze nigdy nie spotkał się z czarnymi kartkami. Były one w dość trafnym kolorze, biorąc pod uwagę tematykę książki. Słowa z kolei były białe i nierówne, sprawiały wrażenie napisanych w pośpiechu.
Na pierwszej stronie zapisane były podstawowe informacje na temat ciemności, jej krótka definicja.
Ciemność według niektórych oznacza brak światła widzialnego, ale to znacznie więcej niż tylko to. Według tradycji, ciemność kojarzona jest ze złem, piekłem, a także zaświatami. Ciemność jest wszystkim i niczym. Można znaleźć ją dosłownie wszędzie – kryje się w cieniach, złych wspomnieniach, okrutnych myślach. Żyje w świecie natury, czasem w ludzkich ciałach, karmi się złem tego świata. Z każdą wojną rośnie w siłę, z każdą złamaną obietnicą, kłamstwem, zdradą, jest coraz mocniejsza. Gdy wybierze sobie kogoś na swoją następną ofiarę, nie odpuści, dopóki nie pochłonie z niej każdej najmniejszej cząsteczki dobra, jaka w niej pozostała. Zostawi tylko czyste zło. Nie ma sposobu, by jej uniknąć.
Następne strony zawierały jeszcze więcej informacji na temat Ciemności, ale tamte nie wydawały się Basilowi aż tak istotne. Wszystkie informacje sprowadzały się do jednego wniosku – Ciemności nie da się zatrzymać. Autor z każdą kolejną stroną pisał coraz bardziej niechlujnie, przez co Basil miał problemy z doczytaniem się. Opisane było kilka historii z życia autora. Opowiadał on, jak obawiał się wychodzić w nocy ze swojego pokoju, w którym zawsze miał oświecone przynajmniej jedno światło. Wspominał o cieniach widzianych na skraju lasu, wpatrujących się w niego oczu, i wielu innych. Nigdzie jednak nie udało się Basilowi znaleźć informacji o tym, kto jest autorem tejże właśnie książki.
Położył książkę obok tomu znajdującego się na stoliku, na którym leżała korona. Nadszedł czas, by ją też sprawdził. Z pewnym wahaniem podniósł ją do góry, a ona zabłysnęła w świetle niewidzialnych płomieni. Zdobiące ją kamienie mieniły się wszystkimi kolorami tęczy.
Powoli nałożył ją sobie na głowę. Żałował tylko, że nie mógł się w tej chwili zobaczyć. Bez korony wyglądał świetnie, a co dopiero w niej. Korona każdemu dodawała urody.
Na początku nic się nie stało. Stał tylko na środku pomieszczenia z koroną na głowie, czekając na jakieś jej magiczne działanie. Skoro już znajdowała się w jednym z najtajniejszych miejsc w całym Hogwarcie, musiało być to związane z czymś ważnym i niebezpiecznym.
Gdy tylko zamknął oczy, przekonał się, do czego zdolna była korona. Usłyszał cichy dźwięk, przez który przeszły go ciarki. Marion, szeptały głosy. W kółko powtarzały imię dziewczyny, jego pierwszej ofiary. Nie był w stanie otworzyć oczu, zatkać uszu, pozbyć się tego dźwięku. Po chwili w ciemności zobaczył sylwetkę zbliżającej się do niego osoby. Z łatwością ją poznał. Marion. Wokół niej unosiły się płomienie, a ona sama wydzielała niezwykły gorąc.
– Zapłacisz za to, co zrobiłeś – zaskrzeczała. Jej głos brzmiał jak dźwięki wydawane przez setki kruków, układające się w wyrazy.
Chciał cofnąć się do tyłu, znaleźć jak najdalej od niej, ale nie mógł się poruszyć. Jego nogi przymarzły do podłogi. Został uwięziony.
Jej twarz wyglądała inaczej, niż zapamiętał. Cała lewa strona się zapadła, roztopiła. Patrzyła na niego jednym okiem pełnym złości i żądzą zemsty, a zdrowa połowa jej ust wykrzywiała się w okrutnym uśmiechu.
– Nie podchodź do mnie! – rozkazał jej, wciąż bijąc się z uwięzieniem.
Ona tylko się zaśmiała. Nigdy wcześniej nie słyszał równie strasznego dźwięku.
– Czas na ciebie.
Wyciągnęła do niego rękę, próbując go złapać, ale nie udało się jej. W ostatniej chwili rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając po sobie jedynie odór spalenizny.
Ale to nie był koniec. Na jej miejscu pojawił się grubszy mężczyzna, którego łysina świeciła nawet w ciemności. Jak się nazywał? Bell? Nie, to ni e było to. Jones? Evans? Żadne z nich mu nie pasowało.
Smith, usłyszał znów i momentalnie przypomniał sobie mężczyznę. To ten, którego zabił w Hogsmeade, w drodze do szkoły z Tomem. Jego blade jak kreda ciało miejscami pokryte było krwią, a wyraz twarzy miał równie zdenerwowany, co Marion.
– Morderca – warknął Smith, oskarżycielsko wskazując Basila.
– Oszczędziłem ci nudnego, żałosnego życia. Nie bądź niewdzięczny – odparł Basil, starając się opanować przerażenie.
Zniknął szybciej, niż Marion. Zastąpił go młody chłopak z blond włosami i zamkniętymi oczami. Nie potrzebował głosów, żeby wiedzieć, kto to. Lucian. Ale przecież on nie był martwy. Chyba, że skrzat nie poinformował Basila o jego śmierci.
– No, no, Baz – zagwizdał z podziwem Lucian, powoli podchodząc bliżej. Wyglądał tak, jak normalnie, poza zamkniętymi oczami. Nawet na moment ich nie otwarł. – Znowu się spotykamy. Miło cię widzieć... Och, nie, czekaj. Przecież ja niczego nie widzę i to z twojej winy. To ty to zrobiłeś. – Wskazał swoje oczy. – Ty sprawiłeś, że jestem w tym stanie.
– Umarłeś?
Lucian prychnął.
– Chciałbym. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Ale jeszcze nie czas na mnie.
Gdy skończył mówić, uchylił powieki. Jego oczy, a raczej to, co z nich zostało, były całe czarne, jakby ktoś wylał na nie farbę w tym kolorze. Źrenice, tęczówki, wszystko. Istniała w nich tylko czerń. Basil nie potrafił oderwać wzroku od oczu chłopaka, a panująca w nich ciemność powoli go pochłaniała.
Otworzył oczy. Znów znajdował się w ukrytym pomieszczeniu, a korona na jego głowie zdawała się z niego śmiać. Szybkim ruchem ją zdjął i odłożył z powrotem na stolik. Miał dziwne przeczucie, że oprócz wyrzutów sumienia wywołała też coś innego. Zapoczątkowała coś, połączyła do z ciemnością. Nie podobała mu się ta myśl.
Kiedy otrząsnął się z szoku, kontynuował przeszukiwanie Ukrytego Działu. Starał się trzymać z dala od korony, nawet na nią nie patrzeć. Okazało się to jednak dość trudne, gdy chciał przejrzeć leżącą obok niej księgę.
Księga wyszła spod pióra samego Salazara Slytherina, jak głosił podpis na górze okładki. Przekartkował ją, przelotnie czytając niektóre fragmenty. Slytherin opisywał w niej głównie różnorakie trucizny, eliksiry wywołujące nieprzyjemne skutki, a także kilka czarnomagicznych zaklęć. O niektórych z nich Basil uczył się na lekcji Obrony Przed Czarną Magią, a reszta pozostawała dla niego zagadką.
Spędził jeszcze kilka godzin w Ukrytym Dziale, szukając czegoś ciekawego. Niektóre książki zawierały biografie najgroźniejszych w historii magii czarodziei, co nawet go zainteresowało, ale nie wydawało się być specjalnie przydatne.
Nadszedł czas, żeby poszukał wyjścia. Znów spróbował rzucić na regał Lessurium, z marnym skutkiem. Nie ruszył się nawet o milimetr.
Co miał teraz zrobić? Z pewnością istniało wyjście z tego pomieszczenia, on tylko musiał odkryć, gdzie się znajduje. Zostanie uwięzionym w bibliotece nie wydawało się wcale takie złe, oprócz faktu, że musiał jeszcze jeść, pić i korzystać z toalety. A tego w bibliotece nie chciał załatwiać.
Rozejrzał się, szukając czegoś, co mogłoby naprowadzić go na wyjście. Poza książkami i koroną nie widział tam niczego przyciągającego uwagi.
– Głupi głosiku w głowie – odezwał się Basil. Westchnął cicho, zdając sobie sprawę z tego, jak idiotycznie to brzmi, ale kontynuował: – Może mi pomożesz? Chciałbym się stąd wydostać. Miło by było, gdybyś wskazał mi drogę na zewnątrz.
I... nic się nie stało. Liczył na to, że znów pojawi się to przeczucie, dzięki któremu znalazł właśnie to miejsce. Teraz, gdy chciał się z niego wydostać, przeczucie zamilkło.
Wyciągał po kolei każdą książkę, szukając tajemnego przejścia. Oczywiście bez rezultatu. To były tylko zwyczajne czarnomagiczne książki, nie kryjące żadnych przejść.
– Musi być stąd jakieś wyjście – powiedział do siebie, nie dając za wygraną.
Długo szukał. Przejrzał dosłownie każdy przedmiot, znajdujący się w pomieszczeniu, wliczając w to regały i stolik. Obejrzał je z każdej strony, z jakiej było to możliwe, w nadziei na znalezienie sposobu na wydostanie się z tego miejsca. W żadnej książce słowem nie został wspomniany Ukryty Dział. Szukał nawet za okładkami książek, ale tam również niczego nie znalazł. Pod stolikiem kryła się jedynie pajęczyna z dorodnym pająkiem, którego Basil od razu zabił, a potem zaczął myśleć, że może to właśnie on skrywał jakąś wskazówkę. To jednak był tylko zwykły pająk, a takie nie należą do pomocnych, chyba że chodzi o zjadanie innych, mniejszych od nich, robali.
Zaczął już tracić nadzieję na znalezienie wyjścia, gdy usłyszał dźwięk, który przepełnił go radością. Przechodząc z jednego końca pomieszczenia na drugi po czerwonawym dywanie, usłyszał skrzypienie w jednym miejscu. Nie zwykłe skrzypienie, a taki dźwięk, jaki wydaje kawałek drewna, pod którym nic nie ma. Pusty dźwięk.
Odkrył część dywanu, a jego oczom ukazało się to, czego tak zawzięcie szukał – wyjście. A przynajmniej miał nadzieję, że było to wyjście, a nie jakaś pułapka. Uniósł klapę do góry. Pod nią znajdował się ciemny tunel. Uznając, że już i tak nie ma nic do stracenia (poza życiem), zszedł na dół po drabinie zamocowanej z jednej strony. Przy każdym jego kroku złowrogo się chwiała, jakby chciała go zrzucić, ale on mocno się trzymał.
Udało mu się zejść na dół. Droga prowadziła tylko w jedną stronę. Wszędzie było tak ciemno, że nie widział niczego, poza czubkiem własnego nosa. Wiedząc, że Lumos w niczym mu nie pomoże, nawet nie próbował tego zaklęcia. Zanim udałoby mu się je wykonać, już dawno coś zdążyłoby go dopaść w tej ciemności.  
– Ardento – powiedział, a na jego dłoni pojawił się płomień, który szybko oświetlił cały tunel.
Momentami tunel był dość ciasny, ale udało mu się przecisnąć. Szedł nim, myśląc o tym, co stało się, gdy założył koronę. Zobaczył osoby, które skrzywdził. Każda z nich pragnęła zemsty. Nie dziwił im się – gdyby ktoś zrobić coś takiego jemu, też chciałby go za to zabić. Miał nadzieję, że Lucian rzeczywiście wciąż jeszcze żył, ale zastanawiał się, co tak właściwie się z nim stało. Zaklęcie wyraźnie go potorturowało, ale czy go oślepiło? Czy sprawiło, że stał się zgorzkniałym niewidzącym Puchonem? Dowie się tego dopiero, gdy chłopak się obudzi. Oby nie stało się to zbyt szybko – na razie wyrwanie się z Hogwartu będzie dla niego zbyt trudne. Mógłby obudzić się w okolicy jakiejś przerwy świątecznej albo wakacji. Do tego zostało jednak wiele miesięcy, a Basil robił się niecierpliwy. Chciał wiedzieć, co się z nim stało. I co się z nim później stanie.
Po około piętnastu minutach dotarł do drzwi ukrytych w ścianie. W kamieniu, na wysokości jego serca, znajdowało się wgłębienie wielkości kurzego jajka. Delikatnie przejechał po nim palcami. Poczuł pod nimi zimno kamienia. Jakoś, dzięki jego dotykowi, ściana się poruszyła. Cicho odsunęła się w bok, ukazując szkolny korytarz. Na szczęście nie było na nim żadnych osób. Tłumaczenie się, co tam robił, byłoby zwykłą stratą czasu. I wtedy przypomniał sobie, że przecież wciąż działa jego zaklęcie. Nie cofnął go. Rzucił Ardento, ale nie po to, żeby wszystko odmrozić, lecz żeby sprawić sobie oświetlenie.
Ardento – powiedział znów, gdy ściana się za nim zasunęła.
Deglacio było cholernie przydatnym zaklęciem, to musiał przyznać. Z dumą ruszył przed siebie korytarzem, próbując się zorientować w jakiej części Hogwartu wylądował. Z pewnością była to jedna z wież, ale która? Rzadko chodził w tamte okolice. Żaden z obrazów nie wydawał się mu znajomy, a pytanie się byłoby po prostu żałosne. Jest przecież Ślizgonem. Pytanie o drogę to rzecz niedopuszczalna. Tym bardziej, że jest również mężczyzną. Powinien być świetnie obeznany w terenie i udawać, że wie gdzie jest i co robi, nawet kiedy jest to nieprawdą.
 Zorientowanie się, gdzie się znajduje ułatwił mu nikt inny, jak jego nowy znajomy. Jasper stał pod jednym z okien i wpatrywał się w zachodzące w oddali słońce. Nie miał na sobie szkolnej szaty. Zamiast niej, ubrał zielonkawy sweter, przez który mógłby z łatwością zostać osądzonym o bycie Ślizgonem. To był kolor domu węża, ale do niego pasował. Idealnie komponował się z kolorem jego oczu. Oczu, które szybko zauważyły idącego w jego stronę Basila.
– To znowu ty – przywitał go Jasper, unosząc kąciki ust.
Zatrzymał się pod oknem, obok Jaspera.
– Niespecjalnie się z tego powodu cieszysz. Powinieneś czuć zachwyt na mój widok, że uraczyłem cię swoją obecnością.
– Tak, oczywiście. Nic nie sprawia mi takiej przyjemności, jak oglądanie młodszych Ślizgońskich chłopców. Odkryłeś mój sekret, co ja teraz zrobię? – zażartował Jasper, nie przestając się uśmiechać. Basil nie rozumiał, jak on potrafił zachować uśmiech na twarzy przez tak długi czas. Jego bolały policzki po uśmiechaniu się przez pół minuty, a ten ciągle się szczerzył. – A tak poważnie, co ty tak właściwie tu robisz? Wydaje mi się, że do lochów idzie się w drugą stronę, ale mogę się mylić.
Pomyślał szybko nad dobrym kłamstwem. Co mógł robić w Wieży Ravenclawu? Odwiedzać kogoś? Nie, Jasper pewnie chciałby wiedzieć, kogo. Zwiedzać? Bo przecież nie ma ciekawszych miejsc niż wieża.
– Jeśli ci powiem, to będę zmuszony cię zabić.
– Teraz to dopiero mnie zainteresowałeś.
– Uwierzysz mi, jeśli powiem, że cię szukałem? – zapytał, mając nadzieję na twierdzącą odpowiedź. Właściwie, chętniej spotkałby się właśnie z Jasperem niż Tomem albo którymś z jego przydupasów.
– Niespecjalnie, ale lepszej odpowiedzi pewnie nie dostanę, prawda? – domyślił się Jasper.
Basil potwierdził kiwnięciem głowy.
– No dobra – ciągnął Jasper.. – Skoro nie wydobędę tego z ciebie, to może samemu uda mi się domyśleć? Przyszedłeś z tamtej strony. – Wskazał odpowiedni kierunek, a potem zwrócił rękę w stronę, w którą szedł Basil. – I idziesz tam. To jedyna strona, z której można tu trafić. Przyszedłem tu zaraz po naszym spotkaniu i stałem w tym samym miejscu od tego czasu. Nie zauważyłem, żebyś tędy przechodził. Nie mogłeś znaleźć się tam, bez przechodzenia obok mnie. Więc – zrobił krótką przerwę, żeby dodać swoim słowom napięcia – albo się tam przeteleportowałeś, w co wątpię, albo istnieje jakieś przejście o którym nie wiem.
Zaskoczyło go to, jak poprawne były wnioski Jaspera. Rzeczywiście potrafił myśleć logicznie. Ale Basil nie mógł dać mu tak łatwo wygrać.
– Albo po prostu mnie nie zauważyłeś.
– Nie, to nie to.
Basil chciał już odejść, ale Jasper chwycił go za ramię, zmuszając do zatrzymania się. Spojrzał na starszego chłopaka pytająco. Ten powiedział tylko:
– Nie wiem, co robisz, ale chcę się przyłączyć.



Pozdrawiam osobę, która nie potrafi wyrobić się z komentarzami. Ale nie dowie się o tym, dopóki nie przeczyta :)))) 

5 komentarzy:

  1. Onie, Baz znalazł mądrego Krukona, do czego to doszło. Może jeszcze głupi Puchon? Nie przesadzasz czasem??
    Te duchy trochę przypomniały mi Kamień Wskrzesznia. Wydaje mi się, że to ma dość ogromną moc jak na zwykły magiczny przedmiot. Ale podobał mi się motyw z tym, że on widział swoje ofiary. No i raczej skrzat domowy nie mógłby zlekceważyć jego polecenia, więc raczej by się dowiedział o Lucianie. Chyba że skrzat został uwolniony albo zabity. Ta druga opcja jest bardziej prawodopodobna.
    Definicja Ciemności była strasznie ciekawa, szczególnie ten fragment o pozbawianiu ofiary wszelkiej dobroci. Brzmi świetnie, szczególnie przy osobie, która i tak ma jej niewiele.
    Czekam na efekty współpracy Baza i Jaspera!!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trochę stereotypowo. Nieważne.
      Miło mi, że definicja ci się podobała!! Początek trochę bardzo zabrałam z Wikipedii ale reszta jest moja!!
      Już wkrótce coś o tym będzie!!
      Wzajemnie!

      Usuń
  2. Dziękuję za pozdrowienia.
    Definicja Ciemności niczym z Wikipedii, brawo.
    Bardziej cieszy mnie współpraca Jaspera z Basilem, niż Toma z Basilem.
    Rozdział jeden z moich ulubionych, bo nie było Toma. Nie było też Candace, ale wiem że to wkrótce nadrobisz sooo nie mam ci tego za złe xD
    Mam nadzieję, że jednak Luciana już nie ma na tym świecie.
    Do tego rozdziału to chyba tyle.
    Z Ziemniakowym pozdrowieniem.

    P.S. Rozdział październikowy może doczeka się publikacji w październiku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się.
      Jasper to aktualnie moja ulubiona postać, więc też się z tego cieszę.
      Eh.

      Usuń
  3. Myślałem, że polubię Jaspera, ale obecnie każda postać wydaje się ważniejsza od Toma. Mam nadzieję, że chłopak planuje cośbardzo ważnego - plus, znając Voldemorta, zapewne kiedyś podpisze się pod czynami Basila.

    OdpowiedzUsuń