Kilka miesięcy temu pomagałam niejakiej Meryem z jej
historią. Byłam niedługo po obejrzeniu Doriana Greya i przeczytaniu Nie
poddawaj się, i trochę bardzo spodobało mi się imię Basil. I tak oto stworzyłam
(a przynajmniej w większości, niech Mercia coś z tego ma) tę postać. Jako że
jestem wielką fangirl, zaczęłam myśleć o jego backstory, latach, które spędził
w Hogwarcie…. I to w sumie o tym jest ta historia. Baz, Tommo i Hogwart. Czyli
czarni bohaterowie przejmują scenę.
Trochę krótko, ale to tylko prolog, od czegoś trzeba
zacząć.
1
września 1938
Basil po raz pierwszy w swoim życiu nie chciał opuścić
rodzinnego domu.
Prowansja z początkiem września zaczynała pustoszeć, sezon
turystyczny się kończył i mieszkańcy mogli odetchnąć od wszechobecnego tłoku. Odwiedzało
ją wielu ludzi, chociaż nie był to najlepszy czas na podróże, zważając na
niebezpieczeństwa czyhające na drodze. W powietrzu czuć było zagrożenie wojną.
Z pól zniknęła
lawenda, a łodygi rosnących przy drogach słoneczników powoli zaczęły się
uginać, tworząc wrażenie zgarbionych kwiatów. Wyglądały jakby starały się
ukryć, zawstydzone swoim wyglądem. Ich złociste płatki z nadejściem jesieni
odlatywały niczym ptaki poszukujące ciepłego miejsca na zimę.
Dochodziła godzina dziesiąta. Ostre promienie porannego słońca
wpadały przez rozsunięte zasłony okien do dworu Oullettów. Obskurne ściany
budynku przez lata zostały obrośnięte gęstym bluszczem, wynikiem zaniedbania
ogrodu przez skrzaty domowe. Mieszkający w nim Oullettowie ignorowali
rozprzestrzeniające się pnącza, powtarzając: „Jakkolwiek by wyglądało, nie
będzie gorzej niż wcześniej”.
„Wcześniej” odnosiło się do czasów, kiedy na ścianach nie
rosło nic, były gołe i w wielu miejscach odpadał tynk. Ale im to nie
przeszkadzało. Bardziej liczyło się dla nich wnętrze domu niż to, jak wyglądał
z zewnątrz. Żyli w czasach, kiedy musieli cieszyć się tym, co mają, bo wielu
nie miało niczego.
W salonie stała jasnowłosa szczupła kobieta ubrana w idealnie
dopasowaną błękitną suknię sięgającą jej do połowy łydek, w uszach miała
perłowe kolczyki, a w dłoni trzymała małą białą torebkę. Niedaleko niej stał niski
chłopiec, z drobnym nosem i brązowymi oczami. Ciemne loki okalały jego bladą
twarz. Między nimi stał duży kufer.
– Nie chcę wyjeżdżać! – zawołał ze złością chłopiec po
francusku. – Nie tam!
Kilka miesięcy wcześniej skończył jedenaście lat. W dniu
urodzin otrzymał list z Hogwartu informujący o przyjęciu do szkoły magii, ale
nie tego oczekiwał. Miał uczęszczać do Beauxbatons, szkoły, do której szli
wszyscy jego znajomi czarodzieje. On też miał tam iść.
– To dla twojego bezpieczeństwa, Basilu. – Głos kobiety
łamał się, a w jej oczach wezbrały łzy. Podeszła do chłopca, pochyliła się nad
nim i delikatnie chwyciła go za ramiona. – Beauxbatons jest bliżej domu… ale w
Hogwarcie będziesz bezpieczniejszy. Uzgodniliśmy to z tatą, a dyrektor Dippet
poparł naszą decyzję, to dobry człowiek. Spodoba ci się tam.
Puściła jedną dłoń z jego ramienia i zbliżyła ją do twarzy
Basila z zamiarem odgarnięcia mu włosów z twarzy, ale on wyrwał się z jej
uścisku i odszedł kilka kroków do tyłu. Miał ściągnięte brwi i zmarszczone
czoło, a jego policzki przybrały różową barwę.
– Nie. Nie spodoba mi się. – Posłał matce pełne nienawiści
spojrzenie. – Wszyscy idą do ‘batons!
– Ale ty nie jesteś jak wszyscy – Basil usłyszał męski głos
za swoimi plecami. – Jesteś Oullettem. A my jesteśmy lepsi niż inni.
Basil odwrócił się do nowoprzybyłego. Jego ojciec był
wysokim przystojnym mężczyzną w szytym na miarę garniturze. Podpierał się o
drewnianą laskę z wyrzeźbioną głową koguta na jej końcu. Laska pełniła funkcję
jego różdżki.
Mężczyzna uniósł laskę i dotknął nią stojącego na środku
pomieszczenia kufra, wypowiadając cicho zaklęcie: „reducio”. Kufer w mgnieniu
oka zmniejszył się do rozmiarów małego pudełeczka. Mężczyzna podniósł go z
podłogi, a następnie włożył Basilowi do kieszeni kurtki.
– Pamiętaj, engorgio.
Chłopiec kiwnął głową na znak, że zapamięta.
– Jeśli sytuacja się poprawi, wyślemy cię do Beauxbatons w
przyszłym roku, ale ten musisz jakoś znieść w Hogwarcie. Zgoda? – zapytał syna.
– Zgoda.
Gniew powoli opuszczał ciało Basila, robiąc miejsce niechętnej
akceptacji.
Mężczyzna zacisnął rękę na ramieniu Basila, drugą nadal
trzymając laskę. Kobieta chwyciła się łokcia swojego męża, kiedy ten uderzył laską
w podłogę. Po rezydencji rozległ się głośny trzask, a rodzina zniknęła.
Basil nie przepadał za teleportacją. Nie lubił uczucia
towarzyszącego zmianie miejsca. Czuł się, jakby jego głowa miała zaraz
wybuchnąć, a jego wnętrzności zdawały się wywracać fikołki.
Kiedy otworzył oczy, tak dobrze znana mu Francja zniknęła.
Teraz stał na stacji kolejowej King’s Cross na peronie 9 i ¾.
– Większość tutejszych czarodziei przedostaje się na peron
przechodząc przez ścianę. – powiedział Basilowi ojciec, rozglądając się
dookoła. – Kiedy mogliby się tu zwyczajnie teleportować, czy nie jest to lepsze
rozwiązanie? – ciągnął mężczyzna, nie oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
Pewnie, pomijając
fakt, że może cię rozszczepić, przeszło przez myśl Basilowi, ale nie
odważył się wypowiedzieć tego na głos.
Na peronie kłębiło się wielu czarodziei, a wielki czerwony pociąg
już na nich czekał. Basil widział, że wszyscy mieli kufry ustawione na wózkach.
Odruchowo dotknął schowanego w kieszeni zmniejszonego bagażu, żeby sprawdzić,
czy na pewno nadal tam jest.
Odetchnął z ulgą, czując pod palcami skórę, w którą
oprawiony był kufer.
– Brytyjczycy – mruknął Basil pod nosem z odrazą. – Zawsze
muszą wszystko utrudniać.
Powoli zbliżał się czas odjazdu pociągu z peronu. Matka
Basila przytuliła go na pożegnanie, a jego ojciec zmierzwił mu włosy z
uśmiechem na ustach.
– Au revoir.
Basil wszedł do środka i ruszył przed siebie w poszukiwaniu
wolnego przedziału.
***
Hogwart wyglądał lepiej niż się spodziewał. Wielki,
sprawiający wrażenie upiornego, zamek z wieloma wieżami. Wyglądem nie
dorównywał jednak Akademii Beauxbatons, otoczonej zadbanymi ogrodami i fontannami, z
których jedna miała ponoć właściwości magiczne, mogące zapewnić zdrowie i
piękno.
Basil mógł poczuć zgromadzoną w Hogwarcie magię.
Razem z innymi pierwszorocznymi czekał na przydzielenie do
domu przez Tiarę Przydziału. Od razu wiedział, że nie chce wylądować w
Gryffindorze ani w Hufflepuffie. Uczciwość i uczynność nie były priorytetami u
Basila. Z kolei Ravenclaw i Slytherin go zaciekawiły. Zastanawiał się, do
którego z nich przydzieli go Tiara. Do sprytnych i ambitnych? Czy może do
mądrych i bystrych?
Szli po kolei. Pierwszy był Avery, potem Barnes, aż do
Osborne’a. Następny miał być Basil.
– Oullette, Basil!
Z dumą ruszył w stronę stołka z Tiarą Przydziału. Usiadł na
nim i założył Tiarę na głowę.
– A kogo my tu mamy? –
W głowie Basila rozległ się głos, który tylko on mógł usłyszeć. – Czuję w tobie pragnienie władzy, ale
również twoją chęć konkurencji i nauki. Do którego domu chciałbyś trafić,
chłopcze?
Meilleur, odpowiedział
Tiarze w myślach.
– SLYTHERIN!
Uśmiechnął się do siebie, zdejmując Tiarę i schodząc ze stołka. Przysiadł się do reszty ślizgonów, którzy wyglądali na zadowolonych z
posiadania u siebie kogoś takiego jak on. Oullettowie byli znaną rodziną w
świecie magii.
Po nim przydzielono dwóch puchonów i jedną gryfonkę. Coraz
mniej osób zostało do przydzielenia. Basil przestał zwracać uwagę na
przydzielanych uczniów, próbując nawiązać rozmowę z siedzącymi obok niego
starszymi ślizgonami.
Kilka chwil później ktoś usiadł po jego lewej stronie.
Omiótł spojrzeniem przybysza. Tak samo jak Basil, był blady z ciemnymi włosami i
oczami, w których francuz dostrzegł pogardę.
Wymienili się podejrzliwymi spojrzeniami.
– Basil. – przedstawił się.
– Tom.
Hej, udało mi się przybyć.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że zazwyczaj wszelkie fanfiction omijam szerokim łukiem ze względu na niezbyt miłe doświadczenia. Te z Harry'ego Pottera jeszcze nie są najgorsze, zwykle to jedne z lepszych, ale jak zobaczę jakieś z One Direction i tym podobne, to nawet nie próbuję zaglądać.
Tutaj zerknęłam. Zaciekawiła mnie chociażby wzmianka o Dorianie Gray'u we wstępie – to jedna z moich ulubionych książek, a Bazyli to według mnie najlepsza postać i fakt, imię ma ładne, po polsku i angielsku.
Daję plus za czasy Riddle'a, wydają mi się one najciekawsze, pewnie ze względu na to, że niewiele o nich wiadomo i rozgrywają się w dawniejszych czasach. Być może to mnie tu zatrzyma na dłużej, bo w każdym razie czytam co najmniej kilka rozdziałów, jak już za jakiegoś bloga się zabieram. Lecę więc dalej.
Dzięki, że zajrzałaś!
UsuńBazyli był świetną postacią, jednak nie skończył zbyt dobrze. Wszystko przez Doriana.
Czasy Riddle'a są idealne do fanfików - można nimi manipulować, właśnie dzięki temu, że niewiele o nich wiadomo.
Mam nadzieję, że ci się spodoba!
Zaciekawił mnie opis na jednym z katalogów, więc postanowiłam wejść i przeczytać. To mój pierwszy fanfick o czasach Voldemorta, więc jestem strasznie ciekawa jak dalej potoczy się ta historia. W większość takich opowiadań są pisane albo z perspektywy Toma, albo jakiejś czarownicy, która go poznaję. A tu proszę powiew świeżości! Zaintrygowało mnie to, że rodzice Basila tak bardz chcieli, by przeniósł się do Hogwartu, jakby coś mu groziło? No nic będę już kończyć i życzyć ci dużo weny!
OdpowiedzUsuńBardzo ładny prolog, widać, że napisany przez osobę utalentowaną. Generalnie zaintrygowałaś mnie, lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń